czwartek, 18 czerwca 2020

Recenzja TULUS „Old Old Death”


TULUS
„Old Old Death”
Soulseller Records 2020
 
Norweska trójca Tulus – Khold – Sarke działa prężnie i najwyraźniej ma się dobrze. Podczas gdy w kilkuletnim letargu pogrążył się Khold, bardzo dobrą płytę pod koniec zeszłego roku wydało Sarke, a kilka miesięcy później przypomniał o sobie Tulus, jeden z najbardziej szanowanych i cenionych zespołów skandynawskiej sceny undergroundowej i zarazem projekt, który ci jegomoście powołali do życia najwcześniej. Wydany 6 marca 2020r. w barwach Soulseller Records „Old Old Death” to szósty album długogrający Tulus, który oferuje nam nieco ponad 31 minut klasycznego, kanonicznego wręcz, oldschool’owego, norweskiego Black Metalu. Dziesięć znajdujących się tu kompozycji, to bardzo rytmiczne granie oparte na zimnych, surowych, chropowatych, chwytliwych riffach, głębokich, basowych kontrapunktach, mocnych, twardo bijących beczkach ijadowitym, bluźnierczymwokalu. Elementy korzennego Thrash’u i ciężkie, tradycyjne, Doom Metalowe struktury doskonale uzupełniają i różnicują zarazem tę surowiznę starej szkoły, podobnie jak i ponure melodie przewijające się przez cały ten materiał. Wszystkie wałki powiązane są z jednym, określonym stylem, ale zarazem są na tyle różnorodne, aby cały czas utrzymać uwagę słuchacza, niezależnie od tego, czy są to przygniatające, mroczne patenty, czy intensywne, szybsze strzały pod żebra. Nie uświadczysz tu słuchaczu żadnego, zbędnego pitolenia. Album ten, to konkretna, prosta, zwarta, zwięzła, spójna konstrukcja i w tym leży jego ogromna siła. Wyśmienicie słucha się tego krążka, a aura, jaką emanują te kompozycje, mroczna i zła, a zarazem przepełniona pewnym rodzajem melancholii hipnotyzuje i wciąga. Sound jest surowy i potężny, ale zarazem organiczny i na tyle selektywny, aby wyraźnie słyszeć każdy instrument. Norwegowie tworzą swą czarną sztukę już niemal 30 lat i pomijając pewne kosmetyczne dodatki, cały czas trzymają się raz obranej drogi, a rdzeń na „Old Old Death” jest identyczny, jak na wydanym w 1996 roku debiucie „Pure Black Energy” i właśnie owa gatunkowa czystość sprawia, że album ten bardzo mi się podoba. Tulus powrócił silniejszy, niż kiedykolwiek. Doskonały, skandynawski Black Metal.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz