Vassafor
"To
the Death"
Iron
Bonehead 2020
Nowozelandczycy z Vassafor
najwyraźniej rozkręcili się na dobre. Po powrocie do świata
żywych, poprzedzonym wieloletnim letargiem, zespół zaczął
wypluwać nowe nagrania z co raz to większą częstotliwością. "To
the Death" to ich trzeci krążek, przynoszący sześćdziesiąt
sześć minut muzycznej wizualizacji piekła w najczystszej postaci.
Już samo brzmienie albumu, tradycyjnie muliste i przytłumione,
gęste jak lawa, potrafi odstraszyć przypadkowych odbiorców. Nie
jest to jednak żadne novum. Duet z Auckland wykreował bowiem swój
własny, niepowtarzalny i niepodrabialny styl, którego nie sposób
pomylić z kimkolwiek innym. Styl, który z każdym następnym
wydawnictwem ulega delikatnej ewolucji w dążeniu do doskonałości.
Tak samo jak na "Malediction", również "To the
Death" wnosi do muzyki zespołu nowe, może nie rewolucyjne,
lecz znacznie wzbogacające muzykę elementy. Podstawę stanowią tu
jednak cały czas smoliste, absolutnie niebanalne black i death
metalowe akordy, na swój sposób melodyjne, choć odkrycie tych
harmonii jest na pewno czasochłonne i niekoniecznie łatwe. Jednak
tego typu granie cenię sobie najbardziej, gdyż po odkryciu
skrzętnie skrywanych początkowo pod zewnętrzną warstwą smaczków
stajemy twarzą w twarz z prawdziwym sonicznym monstrum. Najnowsze
dzieło Vassafor to materiał bardzo zróżnicowany. Utwory są
tradycyjnie rozbudowane, sporo w nich pokręconych solówek i
patentów nawiązujących nawet bezpośrednio do klasyki heavy
metalu. Wszystko jest tu jednak zatopione w ciekłym ołowiu i
atmosferze wszechobecnej śmierci. Mamy tu dudniące głęboko
beczki, wycofany, mruczący grobowy wokal i świdrujące gitary
oplatające swoim harmoniami powoli i ciasno niczym drut kolczasty,
by w momentach nagłego zrywu rozerwać naszą skórę na strzępy
powodując obficie krwawiące rany. Wspomniane, brzmiące niczym zza
ściany partie wokalne są tym razem jeszcze bardziej urozmaicone i
wielokrotnie potrafią mocno zaskakiwać. W otwierającym krążek
utworze tytułowym pojawiają się kobiece głosy, brzmiące niczym
szepty wiedźmy, autorstwa Jaded Lungs, natomiast w "Emanations
Fron the Abyss" głosu użyczył znany z wielu projektów
Nordvargr. Dla dodatkowego urozmaicenia mamy na krążku także
ambientowe interludium w ostatnim utworze, jednak rozbijanie tego
albumu na atomy mija się z jego założeniem. Siedem zawartych na
nim kompozycji stanowi bowiem nierozerwalną, niesamowicie spójną
całość. Vassafor po raz kolejny stworzył dzieło kompletnie
antykomercyjne, skierowane do określonego grona odbiorców. Sezonowy
fan Mgły nie znajdzie tu dla siebie nic ciekawego. Nie pomacha sobie
zgrabnym zaczesem do rytmu, nie ponuci w głowie podczas opierdalania
schabowego przy niedzielnym obiedzie. Ten krążek jest obrzydliwy,
mroczny i odpychający. Dlatego po raz kolejny padam na kolana i
proszę o surowy wymiar kary.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz