czwartek, 17 czerwca 2021

Recenzja NIGHT PROWLER „No Escape…”

 

NIGHT PROWLER

„No Escape…”

Dying Victims Productions 2021

 

Jak się okazuje, Brazylijczycy to nie gęsi i swój Heavy Metal mają. Oczywiście to początkowe,  żartobliwe zdanie w żaden sposób nie deprecjonuje brazylijskiej sceny Hard & Heavy, gdyż działa ona tam dosyć prężnie, choć Brazylia fanom metalu kojarzy się zdecydowanie bardziej z ekstremalnymi zespołami Death i Black Metalowymi i to fakt niezaprzeczalny. Czy reedycja pierwszej płyty Night Prowler, wydanej pierwotnie w 2018 roku zmieni ten stan rzeczy? Na pewno nie, ale też i nie takie było jej zadanie. Wznowienie to wydane na okrągłym kawałku vinylu, ze zmienionym całkowicie front coverem, to raczej ukłon w stronę fanów tradycyjnego metalu i zarazem zwrócenie uwagi, że na tamtej szerokości geograficznej także powstają dobre albumy z klasycznym graniem odwołujące się do przełomu lat 70-tych i 80-tych. Z taką właśnie muzyką, jak się już zapewne domyślacie po tym wstępie, mamy do czynienia na jedynej jak na razie, pełnej płycie Nocnego Łowcy. „No Escape…” to zgrabne połączenie NWOBHM, melodyjnego Hard Rocka i balladowych elementów charakterystycznych dla Glam Rockowych produkcji sprzed bez mała czterech dekad. Wszystko zatem oparte jest tu na klasycznych wzorcach. Sporo tu smacznych, chwytliwych  riffów i bardzo dobrych partii solowych, sekcja napędzana grubymi liniami basu raźno i energicznie galopuje w szybszych wałkach, zwalniając i zarazem grając nieco lżej w bardziej klimatycznych fragmentach o epickim charakterze. Dla odrobiny urozmaicenia i zarazem podkręcenia atmosfery w tle przeleci jakaś zgrabna partia parapetu, czy wręcz kinowa przygrywka żywcem wyciągnięta z lat 80-tych. Wokalista operuje czystym, dosyć mocnym głosem, który wielkiego szału może nie robi, ale stosowany jest z gruntowną znajomością tematu i bez żadnych fanaberii idealnie wręcz pasując do tej muzy. Członkowie grupy otwarcie mówią, że na ich twórczość miały wpływ: Saxon, Dokken, Iron Maiden, Demon i Running Wild, a ja do tego zacnego zestawu dorzuciłbym jeszcze Def Leppard, Krokus i Ratt, choć zapewne każdemu z Was podczas słuchania tego materiału przyjdą do głowy jeszcze inne, klasyczne zespoły. Brzmienie oczywiście równie tradycyjne, jak muzyka, co specjalnie nie dziwi. Jest tu kilka naprawdę fajnych, chwytliwych, wałków, które można nucić przy goleniu, ale płytka jako całość nie wybija się wg mnie ponad solidne Heavy Metalowe rzemiosło. Rekomenduję zatem ten rzetelny materiał przede wszystkim oddanym fanom klasycznego Metalu, oni bowiem z pewnością zatracą się w tych dźwiękach, bo reszta już nie koniecznie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz