Whalesong
"Helpless"
Three Moons Rec. 2021
Odkąd zakochałem się bezgranicznie w "Radiance of a Thousand Suns", nazwa Whalesong wywołuje u mnie przyspieszone bicie serca. Powiedzieć bowiem, że jest to twór oryginalny i wyjątkowy, to jak by nic nie powiedzieć. "Helpless" to najnowszy materiał zespołu składający się z sześciu nowych kompozycji, zamkniętych w pięćdziesięciu minutach. Mimo teoretycznie sporej długości wydawnictwo to uznawane jest przez samych twórców jako EP-ka, i dziwić to może jedynie do chwili, gdy uświadomimy sobie, iż wspomniany przeze mnie przed chwilą drugi album trwa ponad półtorej godziny a przygotowywany na przyszły rok jego następca przekroczy minut sto dwadzieścia. Nim to jednak nastąpi, musimy zadowolić się rzeczoną EP-ką. Muzycznie krążymy tu wokół tematów z "Radiance...", zatem najwyższej klasy awangarda. Doom metalowy, czy nawet dronowy ciężar w genialny sposób urozmaicany jest wszelkiego rodzaju orientalnymi dodatkami i niekonwencjonalnymi pomysłami wcielanymi w życie za pomocą rozbudowanego instrumentarium. "Helpless" płynie powoli... Już otwierający całość utwór tytułowy czaruje i wprowadza słuchacza w narkotyczny trans kosmicznie bujającym, powtarzanym od początku do końca motywem. Kolejny, mocno w klimacie Agallochowego "The White", akustyczny "Song From a Dead Man" daje chwilę na złapanie oddechu, by kolejne "The Body" i "Not the Same" (w którym to dla odmiany dosłuchać się można kilku dźwięków Bolzerowych) ponownie wciągnęły nas niczym bagno w mroczne odmęty wyobraźni. Słuchając tych utworów przeżywam niesamowitą podróż, a uwalniane przez mój organizm endorfiny wywołują stan mentalnej erekcji. Nawet zamykający wydawnictwo dronowo ambientowy "Corrosion", będący w większości monotonnym, lecz intrygującym i potęgującym odczucie wyczekiwania ponad dwudziestominutowym szumem, paraliżuje mnie do tego stopnia, że, panie doktorze, nie jestem w stanie wykonać najmniejszego ruchu na kozetce. Sposób w jaki Whalesong z zegarmistrzowską precyzją dobiera i składa w całość elementy różnych gatunków muzycznych zasługuje w moim odczuciu na miano geniuszu. Oczywiście mówię to czysto subiektywnie, i nie zamierzam drzeć kotów z kimś odmiennego zdania, bo mówimy tu o zespole nadającym na określonej częstotliwości. A ja akurat odbieram ją bez najmniejszych zakłóceń. "Helpless" to wyśmienita przystawka. Czekam niecierpliwie na kolejne danie główne. Dodam jeszcze na koniec, że kasetka wydawana przez Three Moons Records to ścisły limit 49 sztuk, więc jeśli macie ochotę ją zdobyć, to radzę być czujnym.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz