środa, 2 czerwca 2021

Recenzja SIDEREAN “Lost In Void’s Horizon”

 

SIDEREAN

“Lost In Void’s Horizon”

Edged Circle Productions (2021)

Śmiało można powiedzieć, że nowa fala „norweskiego” death metalu była jednym z ciekawszych trendów w tym nurcie w poprzednim dziesięcioleciu, a zespoły pokroju Obliteration, Diskord czy Execration dorobiły się sporego uznania na przestrzeni ostatnich lat. To oblicze gatunku w dalszym ciągu ewoluuje, czego dowodem mogą być ostatnie dokonania Execration czy Sweven. Siderean pochodzi ze Słowenii, czyli kraju relatywnie egzotycznego na metalowej mapie świata (bo ciężko mi podpinać Devil Doll i Laibach pod metal). Przez ostatnie 10 lat grupa funkcjonowała na scenie pod szyldem Teleport i za sprawą kilku demówek i Epki dorobiła się uznania i rozpoznawalności. Tyle, że do tej pory Słoweńcom było bliżej do nieco kosmicznego death/thrashu gdzieś z okolic kanadyjskiego Obliveon, D.B.C., Cynic czy późnego Death aniżeli do psychodelicznego  metalu śmierci z północnej Europy. Wolta stylistyczna całkiem spora, ale po zapoznaniu się z „Lost In Void’s Horizon”, śmiało można powiedzieć, że płytę nagrali doświadczeni muzycy, a premierowe wydawnictwo pod nową nazwą to nic innego jak kolejny rozdział będący skutkiem wcześniejszych muzycznych eksploracji i eksperymentów. „Lost I Void’s Horizon” jawi mi się jako doskonale odrobiona lekcja z przeszłości podparta własną wizją na ten wspomniany wcześniej, deathmetalowy trend. Słoweńcy cofają nas kilka lat wstecz, do czasów, gdy zasłuchiwaliśmy się w „Ode Of The Occult”, „The Formulas Of Death” czy „Black Death Horizon”, biorą co odważniejsze, mniej bezpośrednie, rozbudowane formy i ubierają we własny, nieco progresywny, ale gęsto utkany garnitur dźwięków. Siderean raczej unika mroczniejszego oblicza, ale odważnie i chętnie sięga po subtelność i brawurę drugiego krążka Tribulation i intensyfikuje ją do poziomu ostatniego arcydzieła Obliteration. Rozbudowane formy, meandrujące kompozycje i ogólny flow stanowią tu trzon kosztem wyrazistych punktów zaczepienia, riffów, motywów czy innych wpadających od razu w ucho sekwencji, które mogłyby spłycać i zaburzać odbiór całości. Imponuje lekkość i zwiewność z jaką muzycy serwują swój strumień dźwiękowy, przechodzenie z fragmentów szybszych w delikatne, dozowanie wrażeń  taki sposób, by być dla słuchacza wyzwaniem, a jednocześnie go nie zanudzić lub nie przytłoczyć. Ciężko mi tutaj wyróżnić którąś z kompozycji, ponieważ płyta stanowi zwartą całość, pewien jednorodny, nie popadający w schematyczność monolit, co w tym przypadku jest jednocześnie zaletą i wadą. Można bowiem powiedzieć, że po przesłuchaniu jednego utworu wiemy czego się spodziewać po całości i nie będzie to chybione odczucie. Słoweńcy raczej nie poszukują na tym wydawnictwie nowych środków wyrazu, nie przesuwają granic, raczej pokazują to co było, tylko w innym odcieniu. „Lost In Void’s Horizon” wydaje się dawać ekipie znad Adriatyku spore pole manewru do rozwijania dalszych pomysłów i poszerzania własnej wizji na ten podgatunek. Płyta ambitna w swojej wtórności, nawet bardzo ambitna, trochę „intelektualna”, ale daleka od grania pod linijkę. Może i trochę mało szalona w kontekście wczesnych płyt Execration czy Obliteration, ale zagrana z błyskiem i swobodą. Album zdecydowanie skierowany do słuchacza, który lubi coś więcej niż pierwotny napierdol i proste, wyświechtane schematy.

 

                                                                                                                      Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz