czwartek, 10 czerwca 2021

Recenzja Phobia „Slaughterhouse Tapes”

 

Phobia

„Slaughterhouse Tapes”

Nuclear War Now! 2021

 

Czego to ludzie nie wykopią… Przez ostatnią dekadę, wznowień, albo nawet pierwszych oficjalnych wydań doczekała się cała masa materiałów z kategorii „pre”. Część lepszych i faktycznie wartościowych, część kompletnie gównianych i chuj wie po co w ogóle wrzucanych na fizyczny nośnik. Dzisiejszym „pre” jest norweska Phobia, czyli zespół, z którego chwilę później wykluł się Enslaved. Grał tam też na beczkach kolega z Theatre of Tragedy, ale to akurat chyba mniej istotne. Zespół nie był zbyt długo aktywny pod wspomnianą nazwą, a kompilacja wydana właśnie nakładem NWN! to kompletny zapis tego, co udało się młodym Norwegom zarejestrować, łącznie z niepublikowanymi wcześniej utworami. Jaka jest zatem wartość tego wydawnictwa? Otóż uważam, że warto się z nią zapoznać choćby wyłącznie dla kawałków z „Feverish Convusions”. Mamy tu ciężko brzmiący doom/death metal, chwilami bardzo mocno inspirowany wczesnym Paradise Lost czy Autopsy, urozmaicany podkreślającymi mroczny nastrój klawiszami. Powiem szczerze, że pomimo kilku drobnych potknięć i nieco chaotycznych i nie do końca dla mnie logicznych zmian tempa w niektórych miejscach, jest to naprawdę solidny i intrygujący materiał. Mimo iż chłopaki z Enslaved byli wówczas jeszcze w podstawówce, słychać, że potencjał muzyczny w nich drzemiący był już w 1991 roku wyraźnie wyczuwalny. Inną ciekawą rzeczą jest wokal. Jestem przekonany, iż niejeden z was zdziwi się jak mocnym growlem dysponował Grutle. Poza wspomnianym demo mamy tu jeszcze nagrania z „The Last Settlement of Ragnarok” , z jednym utworem w wersji studyjnej i dwoma nagranymi w wersji chałupniczej. Ten pierwszy brzmi równie mocno co zawartość debiutanckiej sesji, choć może nieco bardziej kojarzyć się z najwcześniejszym The Gathering. Kompilację uzupełniają numery z próby i, mimo iż muzycznie mieszczą się w podobnym klimacie, to jakość zapisu jest w ich przypadku bardzo średnia. Zdarza się, że całość się zlewa, dźwięk faluje albo nawet chwilowo zanika. Pewnie, że kiedyś słuchało się rzeczy gorszej jakości, dlatego myślę, że dla ludzi sentymentalnych ten krążek będzie niezłą jazdą wehikułem czasu do lat szczenięcych. Osobiście nie poznałem tych nagrań w czasie gdy powstały, nawet nie pamiętałem, że taki zespół istniał. Dlatego traktuję „Slaughterhouse Tapes” jako bardzo fajną ciekawostkę i lekcję historii. Jeśli zatem chodzi o archeologię, to tym razem jestem na tak.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz