Phobia
„Slaughterhouse Tapes”
Nuclear War Now! 2021
Czego to ludzie nie wykopią… Przez ostatnią dekadę, wznowień, albo nawet pierwszych oficjalnych wydań doczekała się cała masa
materiałów z kategorii „pre”. Część lepszych i faktycznie wartościowych, część
kompletnie gównianych i chuj wie po co w ogóle wrzucanych na fizyczny nośnik.
Dzisiejszym „pre” jest norweska Phobia, czyli zespół, z którego chwilę później
wykluł się Enslaved. Grał tam też na beczkach kolega z Theatre of Tragedy, ale
to akurat chyba mniej istotne. Zespół nie był zbyt długo aktywny pod wspomnianą
nazwą, a kompilacja wydana właśnie nakładem NWN! to kompletny zapis tego, co
udało się młodym Norwegom zarejestrować, łącznie z niepublikowanymi wcześniej
utworami. Jaka jest zatem wartość tego wydawnictwa? Otóż uważam, że warto się z
nią zapoznać choćby wyłącznie dla kawałków z „Feverish Convusions”. Mamy tu
ciężko brzmiący doom/death metal, chwilami bardzo mocno inspirowany wczesnym
Paradise Lost czy Autopsy, urozmaicany podkreślającymi mroczny nastrój
klawiszami. Powiem szczerze, że pomimo kilku drobnych potknięć i nieco
chaotycznych i nie do końca dla mnie logicznych zmian tempa w niektórych
miejscach, jest to naprawdę solidny i intrygujący materiał. Mimo iż chłopaki z
Enslaved byli wówczas jeszcze w podstawówce, słychać, że potencjał muzyczny w
nich drzemiący był już w 1991 roku wyraźnie wyczuwalny. Inną ciekawą rzeczą
jest wokal. Jestem przekonany, iż niejeden z was zdziwi się jak mocnym growlem
dysponował Grutle. Poza wspomnianym demo mamy tu jeszcze nagrania z „The Last
Settlement of Ragnarok” , z jednym utworem w wersji studyjnej i dwoma nagranymi
w wersji chałupniczej. Ten pierwszy brzmi równie mocno co zawartość
debiutanckiej sesji, choć może nieco bardziej kojarzyć się z najwcześniejszym
The Gathering. Kompilację uzupełniają numery z próby i, mimo iż muzycznie
mieszczą się w podobnym klimacie, to jakość zapisu jest w ich przypadku
bardzo średnia. Zdarza się, że całość się zlewa, dźwięk faluje albo nawet
chwilowo zanika. Pewnie, że kiedyś słuchało się rzeczy gorszej jakości, dlatego
myślę, że dla ludzi sentymentalnych ten krążek będzie niezłą jazdą wehikułem
czasu do lat szczenięcych. Osobiście nie poznałem tych nagrań w czasie gdy powstały,
nawet nie pamiętałem, że taki zespół istniał. Dlatego traktuję „Slaughterhouse
Tapes” jako bardzo fajną ciekawostkę i lekcję historii. Jeśli zatem chodzi o
archeologię, to tym razem jestem na tak.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz