PESTIS CULTUS
„Pestis Cultus”
Signal Rex 2021
Pestis
Cultus, to australijska horda, która powstała na gruzach Snorri, a tworzą ją
zaprawieni w bojach weterani sceny z Perth, którzy w niejednym kotle smołę
gotowali (Wardaemonic, Black Putrescence, Grave Worship, Old Burial Temple).
Cóż, nie słyszałem twórczości wspomnianego tu już Snorri, ale to, co usłyszałem
na debiutanckim albumie długogrającym Pestis Cultus to zdecydowanie moje
wibracje. Panowie napierdalają bowiem surowy, złowieszczy, bluźnierczy, plugawy,
obskurny, przesiąknięty grobem, nienawistny Black Metal, który w chuj niszczy
wszystko wokół i przy okazji robi mi piekielnie dobrze. Ta płytka to prawdziwa,
30-minutowa eksplozja mrożącego krew w żyłach, pierwotnego zła w ciągle
zmieniającej się formie. Analogowe bębny napierdalają maniakalnie, by po chwili
wykonać zwrot i w schizofrenicznym szaleństwie zmiażdżyć potężnym walcem.
Okrutny, gruby, brudny bas zdziera skórę pasami, wykonując przy tym nierzadko
konwulsyjne figury w swym niepowstrzymanym, dudniącym rytmie. Dzikie,
przepełnione wściekłością, gwałtowne, wibrujące złowrogo riffy o konsystencji
wrzącego ołowiu okrutnie ryją beret, a demoniczne, piekielne,
ohydne, przerażające, chrapliwe wokale ze sporym pogłosem doskonale uzupełnia i
asymiluje się z tą diaboliczną układanką o kakofonicznym posmaku. Jednak i w
tym wysoce zagęszczonym gobelinie utkanym z wszelakiego plugastwa, w tym makabrycznym,
chorym delirium znalazło się miejsce na odrobinę bardziej melodyjne tekstury, delikatne
dotknięcie zimnych dźwięków klasycznej gitary, elementy zaczerpnięte z
korzennego, poczerniałego, ziarnistego Thrash Metalu, kapkę surowej,
przesiąkniętej mrokiem symfoniki, czy piskliwych struktur energoelektroniki.
Jako ciekawostkę powiem tylko, że intro i outro na tę płytkę przygotował
Mortiis. Dzięki tym zabiegom materiał ten zyskał nieco na przestrzeni, nie
tracąc przy tym nic ze swego barbarzyńskiego charakteru. Dźwiękiem na tej
płycie zajął się Henri Sorvali (Moonsorrow, Finntroll) i odjebał kawał
znakomitej roboty. Jest smoliście, ciężko, mętnie i nieco tubalnie, jednak
delikatny dopływ powietrza (co prawda śmierdzącego zgnilizną) został tu
zachowany. „Pestis Cultus” to pokaz sadystycznego, mizantropijnego, ponurego,
upiornego bestialstwa i czystego, Black Metalowego nihilizmu. Wszyscy miłujący
ulotne dźwięki Blasphemy, Black Witchery, Necroholocaust, Beherit, GoatSemen, Revenge,
Conqueror, czy Diocletian powinni zaopatrzyć się w tę płytkę, która wydupczy
ich głęboko i brutalnie jak amen w pacierzu. Taki Black Metal to ja zawsze i
wszędzie. Wyśmienity album.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz