ANAL STABWOUND
„The Visceral Sovereign”
Inherited Suffering Records 2021
Anal
Stabwound to projekt, który powstał w 2018 roku, a powołał go do życia Nikhil Talwalkar,
który wówczas liczył sobie 13 (słownie: trzynaście) wiosen. Kurwa, ja w jego
wieku marszczyłem Freda przy ukradkiem zdobytych od kolegów pornolach, a koleś
zakłada Brutal Death Metalowy zespół, ale co ważniejsze,
po trzech latach pracy nagrywa album, który po prostu rozpierdala w pizdu
wszystko, co napotka na swej drodze. Nie dziwię się włodarzom Inherited Suffering
Records, że zdecydowali się wydać ten album pod swymi skrzydłami, bowiem „The
Visceral Sovereign” to w swojej klasie naprawdę miażdżący album. Koleś albo
wyssał Brutal Death Metal z cyca matki, albo jest w mordę jeża geniuszem, innej
opcji nie ma. Ta płyta oferuje bowiem okrutny rozpierdol o wysokim stopniu
technicznego zaawansowania, oparty na bezlitosnych, wgniatających w glebę,
wywijających niesamowicie bębnach, wywracającym wnętrzności, tłustym, solidnie
pokręconym basie, precyzyjnych, rozrywających w pizdu, niemal matematycznie
dokładnych, soczystych, zagęszczonych riffach, brutalnych, ociekających
okrucieństwem harmoniach z odrobiną atonalnych akordów i niskich, przepięknie
zaflegmionych, wydobywanych z głębi trzewi growlach. Jak na produkcję z gatunku
Brutal Death Metal płytka jest stosunkowo okazała, bowiem trwa powyżej 54
minut, ale uwierzcie mi, ani przez sekundę nie czułem się znudzony podczas
romansu z tą produkcją, co doskonale świadczy o umiejętnościach kompozytorskich
i aranżacyjnych Nikhil’a, a jeżeli chodzi o jego warsztat techniczny, to biorąc
pod uwagę wiek tego jegomościa, jest on wręcz wyśmienity. Brzmienie, podobnie,
jak zawarta tu muza jest brutalne, tłuste, niszczące, ale na tyle przestrzenne,
że każdy element tej bestialskiej układanki jest dobrze słyszalny i miażdży z
gracją ogromnego buldożera. Słychać, że chłopak bardzo dobrze odrobił lekcje,
bowiem można usłyszeć tu wpływy zarówno Suffocation i Dying Fetus, jak i 7
H.Target, Wormed, Guttural Secrete, Putrid Pile, czy Abominable Putridity. I
jak tu nie polubić tego miśka? Się kurwa nie da. Totalne wjeby spuścił mi ten
materiał i jak dla mnie to płytka do obowiązkowego zakupu. Myślę, że większość
miłośników brutalnej rozpierduchy podzieli moje zdanie odnośnie do tego albumu.
Ostatnie słowa tej recenzji kieruję zatem do autora tych dźwięków: przyjacielu,
jesteś moim bogiem, czekam z niecierpliwością na kontynuację „Władcy
Wnętrzności” i niech moc będzie z Tobą.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz