Ruach Raah
"Misanthropic Wolfgang"
Signal Rex 2021
Znacie Ruach Raah (kurwa, jeśli przeczytać to
dostatecznie szybko, to zabrzmi jak tytuł bajki dla dzieci o małym lewku
blehehe!)? Nieeee? No ja też nie, mimo że panowie właśnie za chwileczkę wydają
swój już trzeci album. Na jego okładce widzimy samych muzyków, co tradycyjnie
już budzi u mnie odczucia... no powiedzmy, że mieszane. Ja wiem, że Darktrony
też się wrzucały na front, ale im akurat jestem w stanie wybaczyć. A dlaczego
nawiązuję właśnie do ekipy Fenriza? Otóż dlatego, że pod względem prostoty,
muzycznego prymitywizmu czy produkcji ten krążek można postawić gdzieś w
okolicach "Panzerfaust". Czyli powinno być supcio, nie? Niestety, nie
do końca. Owszem, na "Misanthropic Wolfgang" (czyżby chodziło o
wilczy gangbang? Cóż za pomysły...) znajdziemy dziewięć kawałków bardzo
surowego, chujowo (to akurat w dobrym tego słowa znaczeniu) brzmiącego black
metalu. Stwierdzeniem pozytywnym przy określaniu muzyki z jaką tu obcujemy
mogłoby być także użycie przymiotnika "jednostajna". Mogłoby, bowiem
nie jest to ani "Transilvanian Hunger", ani nic co w pobliżu tej
płyty leżało. Same bzyczące nieco w tle, za mocno wysuniętą, napierdalającą jednostajny
d-beat perką, gitary są do bólu przewidywalne, nijakie i najzwyczajniej brak w
nich dobrego pomysłu. Takie bzyczenie dla bzyczenia z sporadycznym wpleceniem
motywu Darkthronowego czy Burzumowego bardzo szybko potrafi zmęczyć. Do tego
stopnia, że już w połowie płyty zacząłem sprawdzać, czy "daleko jeszcze
Papo Smerfie?". Poza tym, gdy materiał ten dobiegł końca w mojej głowie
nie pozostało nic poza monotonnym dudnieniem i monotematycznym, przesterowanym
wrzaskiem (co to, nie mamy naturalnej pary w gardełku?), i w zasadzie
ucieszyłem się, że nareszcie zapadła cisza. Wymęczyli mnie panowie swoimi
wypocinami i absolutnie nie mam ochoty wracać do "Misanthropic
Wolfgang". Tym bardziej, że wszystkie kompozycje są do siebie niemal
bliźniaczo podobne, a na pewno tak samo do obrzygania nudne. Ruach Raah starają
się grać jak ongiś bywało. Może i nawet tak czynią, jednak do samej formy
potrzebna jest jeszcze odrobina iskry (tfu) bożej. Tego w tych trzydziestu
minutach niestety nie uświadczyłem. Płyta zatem ląduje w kiblu, bo tam jest
chyba najbardziej odpowiednie dla niej miejsce. Zieeeew...
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz