wtorek, 27 czerwca 2023

Recenzja A DIADEM OF DEAD STARS „Emerald Sunsets”

 

A DIADEM OF DEAD STARS

„Emerald Sunsets”

III Damnatio Records 2023

 


Ciekawą wizję muzyki ułożył w swej głowie grecki Pielgrzym, odpowiadający w całości za A Diadem of Dead Stars. Nazwał ją Misty Lowland’s Black Metal, ale co najważniejsze, jegomość ten z miasta Volos położonego nad zatoką Morza Egejskiego nie poprzestał jeno na wizjonerstwie, tylko swe majaki, widziadła i koncepcje przekuł w dźwięki i od 2014 roku konsekwentnie kroczy obraną przez siebie ścieżką. Tegoroczne wydawnictwo rzeczonego projektu, zatytułowane „Emerald Sunsets” jest materiałem z gatunku kompilacyjnych i zawiera dwa utwory z Ep’ki „The Furrow of Woes”, jeden z sesji demo „The Light That Burns” i singlowy „…Of Green Pastures…”, tak więc niejako zebrano tu wszystkie wałki, jakie powstały w latach 2020-2021, co niewątpliwie ucieszy społeczność, która cały czas preferuje fizyczne nośniki dźwięku. Muzycznie zaś mamy do czynienia z klimatyczną, instrumentalną w 90% muzą (występują tu bowiem w niewielkich ilościach monumentalne  chorały, jak i podniosłe śpiewy i deklamacje) czerpiącą pełnymi garściami z Black Metalowej spuścizny (i to nie tylko greckiej). Nazwanie tego, co znajduje się na „Szmaragdowych Zachodach Słońca” po prostu Atmospheric Black Metalam uważam jednak za zbytnie uproszczenie. Owszem, Diadem Martwych Gwiazd bezsprzecznie obraca się wokół diabelskiego rdzenia i przyswaja zeń bardzo dużo, jednak usłyszymy także na tej produkcji zamglone zdecydowanie mocniej, okryte całunem tajemnicy Post-Black Metalowe tekstury dźwiękowe, odrobinę kosmicznych patentów zaczerpniętych z szeroko pojętej muzyki elektronicznej, jak i elementy charakterystyczne dla nurtu Folk/Neoclassical Music. Nie uświadczymy tu jednak moi drodzy żadnej cepeliady, czy też łzawego pitolenia, gdyż podstawą tej muzyki jest wiosło, które rzeźbi wyśmienicie, a jego skumulowane partie pełne są bogactwa i wysmakowanego szydełkowania. Te dźwięki mają więc czarci pazur i nierzadko zalatują siarką, choć wszystko na tym wydawnictwie podporządkowane jest budowaniu odpowiedniej atmosfery. I to właśnie owa mizantropijna, nostalgiczna w dużej mierze aura, jaka unosi się nad tą płytką spina muzyczną zawartość tego materiału niczym klamra i wierzcie mi, można się w oparach tej transcendentalnej wędrówki zapodziać na dłużej. Wszyscy więc, którzy swą atencją darzą albumy Drudkh, Wolves in the Throne Room, Saor, Empyrium, Agalloch, czy też pierwsze wydawnictwa Ulver, mogą w zasadzie „Emerald Sunsets” zamawiać w ciemno. Satysfakcja gwarantowana.

 Hatzamoth              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz