A
DIADEM OF DEAD STARS
„Emerald
Sunsets”
III
Damnatio Records 2023
Ciekawą
wizję muzyki ułożył w swej głowie grecki Pielgrzym, odpowiadający w całości za
A Diadem of Dead Stars. Nazwał ją Misty Lowland’s Black Metal, ale co
najważniejsze, jegomość ten z miasta Volos położonego nad zatoką Morza
Egejskiego nie poprzestał jeno na wizjonerstwie, tylko swe majaki, widziadła i
koncepcje przekuł w dźwięki i od 2014 roku konsekwentnie kroczy obraną przez
siebie ścieżką. Tegoroczne wydawnictwo rzeczonego projektu, zatytułowane
„Emerald Sunsets” jest materiałem z gatunku kompilacyjnych i zawiera dwa utwory
z Ep’ki „The Furrow of Woes”, jeden z sesji demo „The Light That Burns” i
singlowy „…Of Green Pastures…”, tak więc niejako zebrano tu wszystkie wałki,
jakie powstały w latach 2020-2021, co niewątpliwie ucieszy społeczność, która cały
czas preferuje fizyczne nośniki dźwięku. Muzycznie zaś mamy do czynienia z
klimatyczną, instrumentalną w 90% muzą (występują tu bowiem w niewielkich
ilościach monumentalne chorały, jak i
podniosłe śpiewy i deklamacje) czerpiącą pełnymi garściami z Black Metalowej
spuścizny (i to nie tylko greckiej). Nazwanie tego, co znajduje się na
„Szmaragdowych Zachodach Słońca” po prostu Atmospheric Black Metalam uważam
jednak za zbytnie uproszczenie. Owszem, Diadem Martwych Gwiazd bezsprzecznie
obraca się wokół diabelskiego rdzenia i przyswaja zeń bardzo dużo, jednak
usłyszymy także na tej produkcji zamglone zdecydowanie mocniej, okryte całunem
tajemnicy Post-Black Metalowe tekstury dźwiękowe, odrobinę kosmicznych patentów
zaczerpniętych z szeroko pojętej muzyki elektronicznej, jak i elementy
charakterystyczne dla nurtu Folk/Neoclassical Music. Nie uświadczymy tu jednak moi
drodzy żadnej cepeliady, czy też łzawego pitolenia, gdyż podstawą tej muzyki
jest wiosło, które rzeźbi wyśmienicie, a jego skumulowane partie pełne są
bogactwa i wysmakowanego szydełkowania. Te dźwięki mają więc czarci pazur i
nierzadko zalatują siarką, choć wszystko na tym wydawnictwie podporządkowane
jest budowaniu odpowiedniej atmosfery. I to właśnie owa mizantropijna,
nostalgiczna w dużej mierze aura, jaka unosi się nad tą płytką spina muzyczną
zawartość tego materiału niczym klamra i wierzcie mi, można się w oparach tej
transcendentalnej wędrówki zapodziać na dłużej. Wszyscy więc, którzy swą
atencją darzą albumy Drudkh, Wolves in the Throne Room, Saor, Empyrium,
Agalloch, czy też pierwsze wydawnictwa Ulver, mogą w zasadzie „Emerald Sunsets”
zamawiać w ciemno. Satysfakcja gwarantowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz