XALPEN
„The Curse of Kwányep”
Black Lodge Records 2023
Z
Chilijską hordą Xalpen mięliście już do czynienia, o ile zapoznaliście się z
moją recenzją ich pierwszego długogrającego krążka „SawkenXo’on”. Wszyscy,
którzy wówczas sięgnęli po ten album, mogą także śmiało zamawiać sobie ich
pełną dwójeczkę „The Curse of Kwányep”, którą to swą pieczęcią ponownie sygnuje
Black Lodge Records. Osiadłe podobno w tej chwili w Szwecji trio ponownie
serwuje słuchaczowi jadowity Black Metal będący połączeniem klasycznej,
skandynawskiej szkoły II fali gatunku z dzikim, bestialskim odłamem
południowoamerykańskim. Królują tu więc zimne, surowe riffy, rozrywające linie
basu, siarczyste beczki, jak i bluźnierczy scream. Chłodne, przesiąknięte
ciemnością melodie kierują nasze myśli w stronę diabelskiej Szwecji pokroju
Dark Funeral, Setherial, czy Watain, barbarzyńskie, okrutne, złowrogie partie
mogą kojarzyć się natomiast z Kratherion, Slaughtbbath, Atomicide, Ejecutor, czy
Force of Darkness. Jest to zatem w linii prostej naturalna kontynuacja i
rozwiniecie stylu znanego już z „Sawken…”, jednak mimo to „Klątwa Kwányep’a”
(czyli Boga-szamana zamieszkującego ziemię w epoce mitycznej. On to wg legend
sprowadził na ziemię z północnego nieba śmierć, jaką znamy) podoba mi się
zdecydowanie bardziej. Sprawiają to rytualno-obrzędowe elementy, jakie napotkamy
na tym krążku, oraz transowe, nawiedzone wibracje i mistyczno-okultystyczny feeling,
jaki unosi się nad tymi dźwiękami. Poza tym o piekło całe lepiej prezentują się
tu wiosła. Ich niekiedy niezgorzej popaprana struktura, taktownie użyte
atonalne akordy, jak i same riffy poniewierają konkretnie i robią robotę,
zwłaszcza że ich brzmienie jest smoliste i ciężkie, a jednocześnie wali siarą
jak ta lala. Wyśmienicie rzeźbi tu także pałker, zwłaszcza mocno plemienne
rytmy, jakie potrafi zaprezentować, podkręcają wydatnie ceremonialną aurę tej
płyty. Doprawdy, bardzo dobry materiał. Nie rozumiem tylko, po chuja Wacława na
wersji cd znalazł się bonusowy wałek, czyli cover Angeles del Infierno
„Diabolica”? Może to i dla hordy jakiś ważny zespół, a może panowie chcieli
pokazać, że potrafią zagrać klasyczny Heavy? Mało to istotne. Istotne za to
jest to, że utwór ten ni cholery nie pasuje do zawartości tego krążka, irytuje,
rozbija jego zwarty charakter i najzwyczajniej w świecie psuje ostateczny
odbiór tego materiału. Proponuję więc olać go ciepłym strumieniem moczu i w
ogóle go nie słuchać, aby nie rujnować sobie przyjemności obcowania z tym
naprawdę udanym krążkiem.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz