sobota, 24 czerwca 2023

Recenzja Fjoergyn „Judasmesse”

 

Fjoergyn

„Judasmesse”

Trollzorn Records 2023

To moje pierwsze zetknięcie z tą kapelą, która została założona w 2003 roku na terenie Turyngii. Od tamtego momentu nagrali pięć albumów, a „Judasmesse”, który ukazał się drugiego czerwca jak by nie patrzeć jest ich szóstym długograjem. Zaglądając na Metallum i dowiadując się, że Fjoergyn para się epickim i symfonicznym black metalem wyjaśniło mi, dlaczego nigdy się z nimi nie spotkałem. Zapoznałem się jednak po łepkach z ich poprzednimi wydawnictwami i dzięki temu mogę stwierdzić, że nie jest w sumie z nimi tak źle. Co prawda mam z tymi Niemcami mały problem, ale po kolei. Obecnie kwintet z Jeny zrezygnował nieco z orkiestralnych zapędów i postawił raczej na dość stanowcze riffy o delikatnie mechanicznym wydźwięku, przeobrażając się chwilami w taki black metalowy Rammstein. Jest wtedy nawet zadzierżyście i diabelsko. Niestety, a może stety, teutońska ambicja nie pozwoliła im na poprzestaniu na prostych akordach. W swą muzykę wplatają również mnóstwo elementów z innych podgatunków metalu. Na „Judasmesse” pojawia się trochę klasycznych heavy solówek, post blackowych nastrojowych zwolnień z melodeklamacjami, symfonicznych podkładów kojarzących się choćby z Arcturus, a także różnorakich sampli, które kierują ten materiał chwilami w bardziej eksperymentalne rejony. Poza satanicznym trzonem, przypominającym nieco także dokonania Satyricon na „Rebel Extravaganza”, w koncept tego albumu wtłoczyli wiele wyszukanych tematów zagranych przy użyciu saksofonu, kotłów, instrumentów dętych czy też syntezatorów. Uogólniając, najnowsza propozycja Fjoergyn jawi się jako koktajl złożony z chłodnego industrialnego black metalu oraz awangardowych, aczkolwiek ciekawych pomysłów. Może czasami jest zbyt marzycielsko i teatralnie, ale występujące tu aranżacje są na wysokim poziomie i czuć w nich niewątpliwie talent kompozycyjny. To, że mało się to wszystko ze sobą skleja jest małym szczegółem, powodującym dyskwalifikacje „Judasmesse” jako drobniutki przerost formy nad treścią, która dusi się sama w sobie. Black metal w nowatorskim i w moim odczuciu nieco pretensjonalnym ujęciu. Dla miłośników wzniosłych brzmień, którym będzie się wydawać, że słuchają skomplikowanej muzyki, a wcale tak nie jest.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz