środa, 21 czerwca 2023

Recenzja Hallucinate „From The Bowels Of The Earth”

 

Hallucinate

„From The Bowels Of The Earth”

Caligari Records (2023)

Ho ho ho, no to się trafiło. Debiutancki album niemieckiego Hallucinate to materiał na niemałą rozprawkę o muzyce. Grupa nie tak dawno zwróciła moją uwagę mocno obiecującą demówką, a teraz atakuje pierwszym pełnym krążkiem, który mnie frapuje od samego początku. Zacznijmy od tego – to nie jest death metal nastawiony na pierdolnięcie i nakurw. Miłośnicy kolczatek, pasów z nabojami, kataniarze, kapturowcy, miłośnicywywózki gruzu jak i wszelkiej maści płaczliwie romantyczni fani Opeth niczego dla siebie tu nie znajdą. Hallucinate gra, nazwijmy to „psychodeliczny” death metal po linii późnego Exectation, Ghastly (do nich chyba najbliżej im) czy Morbus Chron przy czym też byłoby to dużym uproszczeniem. Niemcy, w przeciwieństwie do w/w zespołów w zasadzie cały czas grają death metal bez uciekania się w jakieś pozagatunkowe naleciałości, ale ten ich death metal jest tak wybitnie niedeathmetalowy, że aż wzbudza to mój podziw. „From the Bowels Of The Earth” to cholernie akustyczna płyta, która płynie, pulsuje i rozpływa się nad każdym dźwiękiem. Ta muzyka wydaje się być tak ulotna i nieuchwytna, jak jakaś tańcząca panna na łące, którą zakochany podlotek próbuje dogonić z bukietem kwiatów. Riffy pięknie meandrują jak we wspomnianych wcześniej kapelach, bas żyje swoim życiem, jest brudny, szorstki, a zarazem cudownie płynący, nadający całości jeszcze większej głębi. Nawet jak Niemiaszki podkręcają tempo to wydaje się, że grają cholernie leciutko i zwiewnie, raczej wysysając duszę niż wyrywając łeb razem z bebechami. Od pierwszego akordu otwierającego płytę „An Universe Obscure” miałem wrażenie, że będę obcował z czymś niezwykłym. Banalny akord, który pogłosem przesteru balsamuje moje zwoje mózgowe zwiastuje, że panowie z Hallucinate w pełni wiedzą co i jak chcą zagrać. Słuchając tego krążka raz po raz nie mogłem wyjść z podziwu jak mądrze i skutecznie poprowadzi tą konwencję death metalu do przodu, nie skręcając przy tym w bok. Tak, jest to granie, które raczej zwiastuje kierunek łagodzenia muzyki, ale czy to źle? Dopóki nie robi się słodko, płaczliwie i romantycznie to mi to pasuje. Jeśli więc komuś dwójka Morbus Chron i późniejsze ich dokonania wydają się zbyt opethowo-akustyczne, jeśli dwójka Ghastly i trójka Execration wydają się wam zbyt rozwodnione, to „From The Bowels Of the Earth” wydaje się być ultymatywną wersją tego czym tamte krążki powinny były być. Ne wiem czy to jest już ściana, czy można iść dalej. Ghastly skręciło do brudnego lasu pełnego grzybów, Execration powróciło do nieco bardziej przyziemnego grania, bardziej wykalkulowanego niż fantazyjnego. Niemcy natomiast tym albumem pozamiatali w temacie tego typu muzyki. Najdziwniejsze jest to, że sporą część finalnego efektu osiągnięto dość prostymi środkami, bo nie nazwałbym grania ekipy z Oldenburga przesadnie technicznym, efekciarskim, korzystającym z jakichś niestandardowych środków wyrazu. Finalny rezultat jest raczej efektem funkcjonowania kolektywu jako jednolitego organizmu. Tak, jest tutaj sporo prostych riffów, ascetycznych rozwiązań, które zostały poukładane w taki a nie inny sposób. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że panowie z Hallucinate zrobili krok do tyłu, żeby zrobić pięć kroków do przodu. I nawet jeśli nie znajduję na „From The Bowels Of The Earth” pojedynczego wałka, który wyrwał by mnie z butów, nawet jeśli nie znajduję tu tylu karkołomnych pasaży instrumentalnych, które mogłyby tu pasować doskonale, na które gdzieś tam czekałem, a których tu nie ma, to trudno mi nie zdjąć czapki z głowy by nachwalić to nagranie jako całość. Nie jest to muza dla każdego. Nie jest to też muzyka na każdą porę dnia i nastroju. Czasem wydaje się zbyt lekka, za mało agresywna, ale finalne jawi się jako wysmakowana. Od kiedy usłyszałem „From The Bowels Of The Earth” myślę o niej. Intryguje mnie. Zachwyca, a zarazem prowokuje mnie do myślenia czy można by było to zagrać inaczej i dokąd to może zmierzać. A wartościowa muzyka to ta, która nie przelatuje jak sraczka i zostawia coś po sobie. Im więcej tym lepiej, nawet jeśli część tych odczuć jest niewygodna czy nieprzyjemna. Hallucinate to właśnie zrobiło. Słucham tej płyty i myślę, nie słucham i też o niej myślę. I niech to pozostanie najlepszą rekomendacją dla tego wydawnictwa.


                                                                               Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz