niedziela, 4 czerwca 2023

Recenzja Dammnatorum „In Umbra Mortis”

 

Dammnatorum

„In Umbra Mortis”

Independent 2023

Założę się, że nazwa Dammnatorum dla większości z was stanowi totalną zagadkę. Nic w tym dziwnego, bo „In Umbra Mortis” to debiutancki materiał zespołu, który zaledwie kilka dni temu miał swoją premierę. Nie jest to jednak, bynajmniej, twór jakichś młodziaków, ale  powrót na scenę weteranów bydgoskiej sceny, znanych starszej widowni choćby z takich aktów jak Scarecrow czy Indulgence. Nazwiska jednak nie grają, zatem przejdźmy do wrażeń czysto muzycznych. „In Umbra Mortis” to circa czterdzieści minut staroszkolnego śmierć metalu. Może zacznę od dupy strony, ale zaznaczyć muszę, że bardzo dobrze wyprodukowanego. I nie mam na myśli komputerów, spirytusu czy jakiejkolwiek polerki, ale żywą, cuchnącą nawozem organiczność. Tutaj wszystko brzmi dokładnie tak, jak powinno, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę standardy panujące w latach dziewięćdziesiątych. Beczki stukają masywnie, bas podkreśla głębię, a partie gitar są odpowiednio wysunięte, by nie znikały w ścianie dźwięku, a każdy akord był wyrazisty. Co do samych kompozycji, to na pierwszy rzut ucha można znaleźć w nich sporo odniesień do Morbid Angel z okresu „Formulas Fatal To The Flesh” czy „Gateways To Annihilation”. Zatem  nie ma tu ścigania się z wiatrem, aczkolwiek szybszych momentów nie brakuje. Zdecydowany nacisk położono jednak na siłę i masę. Obcując z „In Umbra Mortis” można odnieść wrażenie jakby ktoś wbijał nas maniakalnie kafarem w ziemię, po sam czubek głowy. Spora w tym zasługa rytmiki która króluje na krążku, jednak poszczególne utwory nie są bynajmniej oparte wyłącznie na trzech riffach spiętych tanecznym groovem. Ciężkie melodie, jakimi raczy nas Dammnatorum, zawierają w sobie nie tylko siłę, ale i odpowiednią, nieprzesadzoną, dawkę techniki. Tutaj nie ma nic wciśniętego na siłę, nie ma pianki rozporowej, wszystko idealnie się ze sobą zazębia. Bydgoszczanie mielą wyraźnie starym stylem, ale nie sposób zarzucić im, że bezczelnie zrzynają z kogokolwiek. W ich kawałkach górują pomysły własne a nie cytaty. Co jeszcze, słuchając rzeczonego materiału czuć wyraźnie, iż jest to polski death metal. Te dźwięki mają w sobie to coś, co podobnie  jak w przypadku Devilyn czy Yattering stawiało swojego rodzaju stempel na muzyce, rozpoznawalny ślad. Co natomiast dodaje zespołowi dodatkowej oryginalności, to fakt, iż teksty na ich debiucie zostały zaśpiewane w całości po łacinie. Może i nie ma to kluczowego wpływu na odbiór całości, ale na pewno stanowi pewnego rodzaju ewenement. Na koniec dodam jeszcze, że trochę się obawiałem recenzować ten krążek, żeby nie wyszło, że lokalny patriotyzm czy cuś. Myślę jednak, że zawarte na nim utwory doskonale się wybronią, bo chłopaki dojebali tak solidnie, że z wrażenia majty zjechały mi przynajmniej do kolan. A z każdym kolejnym odsłuchem wsiąkam w tą muzę coraz głębiej. Zdecydowanie dajcie sobie chwilę na odsłuch, bo gwarantuję, że nie będzie to czas stracony.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz