Heruvim
„Battle For Cimmeria”
Redefining Darkness 2023
Tocząca się za naszą wschodnią granicą wojna nie
oznacza, że muzyczne życie na tamtejszej scenie zamarło. Oto mam bowiem przed
sobą najnowszą EP-kę młodego, bo założonego zaledwie cztery lata temu, zespołu
z Odessy. Od czasu wydanej w 2021 roku demówki panowie systematycznie, raz na
rok, przypominają o swoim istnieniu. Tym razem za sprawą „Battle For Cimmeria”,
wydawnictwa poświęconego pamięci Denysa Breslova, który to zginął rozstrzelany ze słowami „Slava Ukraini” na
ustach. Cały dochód ze sprzedaży tej EP-ki przeznaczony natomiast zostanie jako
wsparcie odbudowy ojczyzny jej autorów. No dobrze, tyle w kwestii
informacyjnej, a co znajdziemy tutaj czysto dla ucha? „Battle For Cimmeria” to
prawie piętnaście minut i cztery numery. W zasadzie to dwa, bo ścieżka numer
jeden to introdukcja, a ostatnia – numer ambientowy, będący nieco dłuższą, a
mówiąc szczerze, to według mnie za dlugą bo zbyt monotonną, outrodukcją.
Pomiędzy mamy natomiast całkiem niezły, rasowy staroszkolny death metal.
Utrzymany w pancernym tempie, co automatycznie może budzić skojarzenia z
klasykami brytyjskimi. I faktycznie, nie tylko budzi, ale i wyraźnie wskazuje,
kogo Ukraińcy starają się odwzorowywać. Panowie dość zgrabnie łączą ze sobą
masywne akordy z charakterystycznymi dla Bolt Thrower liniami melodycznymi.
Podobnie jak Wyspiarze nigdzie się nie spieszą, robiąc sobie chwilami krótkie
przerwy na przeładowanie broni. Zdecydowanie więcej tutaj wojennego nastroju
niż czystej, brutalnej napierdalanki. I bynajmniej nie znaczy to, że chwilowych
zrywów nie uświadczymy. Można też pokusić się o stwierdzenie, że „Malachor V”
jest w sumie bardziej szwedzki niż brytyjski, bo ton narzuca w nim punkowy
d-beat, ale to takie trochę aptekarskie dzielenie włosa na czworo. Nie zmienia to faktu, iż Heruvim czerpie
głównie z klasyki lat dziewięćdziesiątych i robi to z głową. A że nagrania te
brzmią organicznie i po staremu, to słucha się ich z wielką przyjemnością.
Szkoda tylko, że zamiast tego bezsensownego pitolenia na koniec zespół nie
poczęstował nas jeszcze jedną kompozycją, ale najwyraźniej taki był ich zamysł
muzyczny z którym przecież zgadzać się nie muszę. Podsumowując w jednym zdaniu:
warto rzucić uchem na Haruvim, bo choć do mistrzów gatunku im jeszcze daleko,
to słychać, że potencjał mają. Tak też zalecam.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz