poniedziałek, 12 czerwca 2023

Recenzja Heruvim „Battle For Cimmeria”

 

Heruvim

„Battle For Cimmeria”

Redefining Darkness 2023

Tocząca się za naszą wschodnią granicą wojna nie oznacza, że muzyczne życie na tamtejszej scenie zamarło. Oto mam bowiem przed sobą najnowszą EP-kę młodego, bo założonego zaledwie cztery lata temu, zespołu z Odessy. Od czasu wydanej w 2021 roku demówki panowie systematycznie, raz na rok, przypominają o swoim istnieniu. Tym razem za sprawą „Battle For Cimmeria”, wydawnictwa poświęconego pamięci Denysa Breslova, który to zginął  rozstrzelany ze słowami „Slava Ukraini” na ustach. Cały dochód ze sprzedaży tej EP-ki przeznaczony natomiast zostanie jako wsparcie odbudowy ojczyzny jej autorów. No dobrze, tyle w kwestii informacyjnej, a co znajdziemy tutaj czysto dla ucha? „Battle For Cimmeria” to prawie piętnaście minut i cztery numery. W zasadzie to dwa, bo ścieżka numer jeden to introdukcja, a ostatnia – numer ambientowy, będący nieco dłuższą, a mówiąc szczerze, to według mnie za dlugą bo zbyt monotonną, outrodukcją. Pomiędzy mamy natomiast całkiem niezły, rasowy staroszkolny death metal. Utrzymany w pancernym tempie, co automatycznie może budzić skojarzenia z klasykami brytyjskimi. I faktycznie, nie tylko budzi, ale i wyraźnie wskazuje, kogo Ukraińcy starają się odwzorowywać. Panowie dość zgrabnie łączą ze sobą masywne akordy z charakterystycznymi dla Bolt Thrower liniami melodycznymi. Podobnie jak Wyspiarze nigdzie się nie spieszą, robiąc sobie chwilami krótkie przerwy na przeładowanie broni. Zdecydowanie więcej tutaj wojennego nastroju niż czystej, brutalnej napierdalanki. I bynajmniej nie znaczy to, że chwilowych zrywów nie uświadczymy. Można też pokusić się o stwierdzenie, że „Malachor V” jest w sumie bardziej szwedzki niż brytyjski, bo ton narzuca w nim punkowy d-beat, ale to takie trochę aptekarskie dzielenie włosa na czworo.  Nie zmienia to faktu, iż Heruvim czerpie głównie z klasyki lat dziewięćdziesiątych i robi to z głową. A że nagrania te brzmią organicznie i po staremu, to słucha się ich z wielką przyjemnością. Szkoda tylko, że zamiast tego bezsensownego pitolenia na koniec zespół nie poczęstował nas jeszcze jedną kompozycją, ale najwyraźniej taki był ich zamysł muzyczny z którym przecież zgadzać się nie muszę. Podsumowując w jednym zdaniu: warto rzucić uchem na Haruvim, bo choć do mistrzów gatunku im jeszcze daleko, to słychać, że potencjał mają. Tak też zalecam.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz