„Pilgrims on the Path of no
Return”
Hammerheart Records 2022
Cholera
jasna, o małego słonia olałem ten materiał ciepłym strumieniem moczu, głównie
dlatego, że swą premierę miał on w listopadzie zeszłego roku. Jednak jakaś
bliżej nieokreślona siła kazała mi mimo wszystko sprawdzić tę płytkę. Uległem
owej mocy, czy jak kto woli intuicji (i całe kurwa szczęście), wrzuciłem na
ruszt ten album i tak, jak go wrzuciłem, tak pozostał on ze mną dobrze ponad
tydzień. Nawet nie chcę mi się zastanawiać, ile w ten sposób (głównie z powodu
braku czasu) bardzo dobrych płyt nie doczeka się wspomnienia o nich choćby
jednego słowa. Debiutancka płytka projektu Thy Listless Heart uniknie jednak
takiego losu, gdyż zamierzam choćby po części przybliżyć czytelnikom
Apocalyptic Rites, z czym zetkną się, jeżeli zdecydują się sprawdzić dźwięki,
kryjące się na „Pilgrims on the Path of no Return”. A zatem płytkę tę wypełnia
bardzo dobrej jakości Atmospheric Doom Metal będący wypadkową klasycznych już
dziś produkcji spod znaku Candlemass / Memento Mori, Saint Vitus, czy Solitude Aeturnus,
z nieco późniejszą, bardziej współczesną inkarnacją takiego grania (mam tu na
myśli dokonania My Dying Bride, Anathema, Paradise Lost, czy też najlepsze produkcje The Gathering).Podstawowa
warstwa muzyczna lub jak kto woli kręgosłup tej płyty, to klasycznie
monumentalny, ciężki, tłusty Doom Metal stworzony na bazie mięsistych,
tradycyjnych, mocarnych beczek, grubo szyjących linii basu, gęstych,
melancholijnych riffów o epickim charakterze, które operują wyśmienitymi, żałobnymi,
przytłaczającymi melodiami. Wyśmienitą robotę robią na tej płycie dopracowane,
wyborne, lśniące minorowo partie solowe. To w dużej mierze dzięki nim nad
krążkiem tym unosi się zawiesista, posępna, przygnębiająca atmosfera, jak i
pesymistyczny, żałosny ton. Partie wokalne, to z kolei prawdziwy majstersztyk. Simon
operuje mocnym, czystym, cudownie wibrującym głosem, a jego linie są
niesamowicie emocjonalne, jak i esencjonalne. Naprawdę to, co zrobił tu ten
jegomość, sprawiło, że momentami uginały się pode mną kolana. Z tych nieco
bardziej współczesnych, mocniej zaprawionych śmiercią elementów napotkamy tu
natomiast okazjonalne, grobowe growle, pełne boleści partie skrzypiec i
delikatnie zaprawione folkiem, akustyczne pasaże wioseł. Wykorzystując swe
doświadczenie, wspominany tu już gdzieś wyżej Simon, wybornie połączył ze sobą
wszystkie te scenariusze, dzięki czemu powstał bardzo dobry, klimatyczny, Doom
Metalowy krążek, który gniecie okrutnie, jak i przytłacza atmosferą. Jak dla
mnie, wyborna w swej niszy płyta. Jeżeli zatem ktoś z Was choć trochę
interesuje się tym gatunkiem, ten powinien zdecydowanym ruchem prawicy
swej przynajmniej wysłuchać powyższy album, gdyż to zaprawdę konkretny kawał
ciężkiego, klimatycznego grania.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz