czwartek, 1 czerwca 2023

Recenzja THY LISTLESS HEART „Pilgrims on the Path of no Return”

 

THY LISTLESS HEART

„Pilgrims on the Path of no Return”

Hammerheart Records 2022

Cholera jasna, o małego słonia olałem ten materiał ciepłym strumieniem moczu, głównie dlatego, że swą premierę miał on w listopadzie zeszłego roku. Jednak jakaś bliżej nieokreślona siła kazała mi mimo wszystko sprawdzić tę płytkę. Uległem owej mocy, czy jak kto woli intuicji (i całe kurwa szczęście), wrzuciłem na ruszt ten album i tak, jak go wrzuciłem, tak pozostał on ze mną dobrze ponad tydzień. Nawet nie chcę mi się zastanawiać, ile w ten sposób (głównie z powodu braku czasu) bardzo dobrych płyt nie doczeka się wspomnienia o nich choćby jednego słowa. Debiutancka płytka projektu Thy Listless Heart uniknie jednak takiego losu, gdyż zamierzam choćby po części przybliżyć czytelnikom Apocalyptic Rites, z czym zetkną się, jeżeli zdecydują się sprawdzić dźwięki, kryjące się na „Pilgrims on the Path of no Return”. A zatem płytkę tę wypełnia bardzo dobrej jakości Atmospheric Doom Metal będący wypadkową klasycznych już dziś produkcji spod znaku Candlemass / Memento Mori, Saint Vitus, czy Solitude Aeturnus, z nieco późniejszą, bardziej współczesną inkarnacją takiego grania (mam tu na myśli dokonania My Dying Bride, Anathema, Paradise Lost, czy też  najlepsze produkcje The Gathering).Podstawowa warstwa muzyczna lub jak kto woli kręgosłup tej płyty, to klasycznie monumentalny, ciężki, tłusty Doom Metal stworzony na bazie mięsistych, tradycyjnych, mocarnych beczek, grubo szyjących linii basu, gęstych, melancholijnych riffów o epickim charakterze, które operują wyśmienitymi, żałobnymi, przytłaczającymi melodiami. Wyśmienitą robotę robią na tej płycie dopracowane, wyborne, lśniące minorowo partie solowe. To w dużej mierze dzięki nim nad krążkiem tym unosi się zawiesista, posępna, przygnębiająca atmosfera, jak i pesymistyczny, żałosny ton. Partie wokalne, to z kolei prawdziwy majstersztyk. Simon operuje mocnym, czystym, cudownie wibrującym głosem, a jego linie są niesamowicie emocjonalne, jak i esencjonalne. Naprawdę to, co zrobił tu ten jegomość, sprawiło, że momentami uginały się pode mną kolana. Z tych nieco bardziej współczesnych, mocniej zaprawionych śmiercią elementów napotkamy tu natomiast okazjonalne, grobowe growle, pełne boleści partie skrzypiec i delikatnie zaprawione folkiem, akustyczne pasaże wioseł. Wykorzystując swe doświadczenie, wspominany tu już gdzieś wyżej Simon, wybornie połączył ze sobą wszystkie te scenariusze, dzięki czemu powstał bardzo dobry, klimatyczny, Doom Metalowy krążek, który gniecie okrutnie, jak i przytłacza atmosferą. Jak dla mnie, wyborna w swej niszy płyta. Jeżeli zatem ktoś z Was choć trochę interesuje się tym gatunkiem, ten powinien zdecydowanym ruchem prawicy swej przynajmniej wysłuchać powyższy album, gdyż to zaprawdę konkretny kawał ciężkiego, klimatycznego grania.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz