„In Fade of Memories”
Nothern
Silence Productions 2023
Depresja
to podobno niesamowicie podstępna, uciążliwa i wycieńczająca choroba. Nie mogę
tego potwierdzić, gdyż nigdy nie miałem przyjemności z tą panią. Mogę jednakże
zaświadczyć, że wydany w tym roku, sygnowany pieczęcią Północnej Ciszy album
enigmatycznego projektu Ser, a ściślej mówiąc, muzyka na nim zawarta jest
wysoce przygnębiająca i wyczerpująca (zarówno psychicznie, jak i fizycznie).
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby misiek, który ja stworzył, cierpiał na
jakiegoś rodzaju stres pourazowy, czy wywołane silną traumą urojenia
maniakalno-depresyjne. „In Fade of Memories” to bowiem umieszczony na 3
dyskach, prawie trzygodzinny konglomerat przygnębiających dźwięków, które
największych nawet twardzieli potrafią doprowadzić na skraj rozpaczy. Materiał
ten jest oparty w równym stopniu o Depressive Black Metal, co i o mglisty, przykry,
niemal bolesny Blackgaze, jak i o ponury, minimalistyczny Post-Metal. Dołączają
do tego tony neoklasyczne, sączący się między wierszami Dark Ambient,
dalekowschodnie kolaże dźwiękowe, jak i rozległe, przepastne, nasączone
mrokiem, pesymistyczne, niepokojące pasaże, które mogą z powodzeniem wywoływać
stany lękowe połączone z chęcią porysowania sobie nadgarstków scyzorykiem,
brzytwą, bądź w najlepszym przypadku szarym mydłem. Posępna, ciężka i
melancholijna to muza, w której prócz najgłębszej czerni odnajdziemy także
wszystkie, możliwe odcienie beznadziejnej, odbierającej chęć do życia szarości.
I to właśnie ta wszechobecna szarość malowana dźwiękami przez Ser dobija
zdecydowanie bardziej niż znana i lubiana, słodka ciemność. Naprawdę dawno już nie
słyszałem tak naładowanego negatywną aurą, sugestywnego, dołującego
emocjonalnie albumu. Inna sprawa, że aby sięgnąć z nim dna trzeba mieć sporo
cierpliwości i zarezerwować sobie dużą ilość czasu, aby zgłębić wszystkie
niuanse tej produkcji, wszak jedno do niego podejście zajmie nam średnio 180
minut (a sądzę, że jak ktoś już rozsmakuje się w tych mizantropijnych
brzmieniach, to na jednym odsłuchu się nie skończy). Myślę więc, że kilka nocek
z tym albumem zarwiecie, gdyż to właśnie wymarzona wręcz muzyka do nocnych, otulonych
całunem mroku, duchowych podróży w podświadomość i mentalnych, nostalgicznych,
pozbawionych sensu życia seansów. Bądźcie tylko gotowi na to, że tą ścieżką
żalu i udręki podążać będziecie samotnie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz