sobota, 19 września 2020

Recenzja INTELLECT DEVOURER „Demons Of The Skull”

 

INTELLECT DEVOURER

„Demons Of The Skull”

Caligari Records (2020)

            Caligari Records dość rzadko skłania się ku wydawaniu płyt na CD, ale jak już coś wyjdzie to nie ma zmiłuj się. Tak było z debiutem Dipygus, tak jest i teraz z debiutem australijskiego Intellect Devourer, w którego składzie można znaleźć obecnie muzyków takich grup jak StarGazer, Cauldron Black Ram, Martire, Mournful Congregaton czy Denouncement Pyre. Choć grupa istnieje z przerwami od 1992 roku, na swój pierwszy, pełny album kazała czekać 28 lat. Dotychczasowy dorobek grupy był bardzo skromny, bo na singiel i dwie demówki składało się siedem kompozycji. Sześć z nich, w odświeżonych wersjach trafiło na „Demons Of The Skull”, a kolejne trzy kompozycje dopełniły piękna tego półgodzinnego materiału. Intellect Devourer zabiera słuchaczy do początku lat 90-ych i serwuje krystalicznie czysty, staroszkolny, techniczny death/thrash w stylu Ripping Corpse, Hellwitch czy Psychosis/Mass Psychosis. Obrzydliwie thrashujące, dynamiczne riffy, spora dawka wykrętasów, zadziornie wyłaniający się z drugiego szeregu bas, połamane, nieco rutanowe, przestrzenne solówki oraz zdecydowanie niemodne obecnie partie garów tylko potwierdzają to, że muzyka Intellect Devourer nijak się wpasowuje we współczesne kanony ekstremalnego grania. W przeciwieństwie do wymienionych wcześniej kapel formacja z antypodów przemyca też elementy charakterystyczne dla tamtej sceny. Znalazło się tu miejsce odrobinę dzikości i warmetalowego prostactwa spod znaku Martire czy Bestial Warlust jak i da się usłyszeć wybrzmiewające, heavymetalowe naleciałości (a czasem nawet galopujące patatajce) tak bardzo przecież obecne w twórczości StarGazer. Pomimo ewidentnego gatunkowego pokrewieństwa do amerykańskich reprezentantów tego typu grania „Demons Of The Skull” dalekie jest od szaleńczego tempa i nieustannej gmatwaniny. Bardzo dużo fragmentów jest tu utrzymanych w średnim tempie, naszprycowanych wyrazistymi, zapadającymi w pamięć riffami odwołującymi się do klasyki metalowego grania i motywami podbitymi bezbłędną, wykręconą w granicach rozsądku pracą sekcji rytmicznej. Ciepłe, organiczne brzmienie, pogłos na wokalu i ten niesamowity thrashowy sznyt cudownie pokazują środkowy palec dla współczesnych, wymuskanych, zdigitalizowanych, śmierćmetalowych produkcji niczym posłanka Lichocka w kierunku 40 milionów Polaków. Nie będę mówił, że zakochałem się w tym wydawnictwie od razu. Na początku ilość tych galopad trochę mnie odrzuciła, jednak kolejne odsłuchy krok po kroku utwierdzały mnie w przekonaniu, że jest to materiał ponadprzeciętny, a finalnie bardzo dobry. Nie nagrywa się teraz takich materiałów, a „Demons Of The Skull” śmiało można stawiać obok „Dreaming With The Dead”, „Face”, „Syzygial Miscreancy” czy nawet „Piece Of Time”. I choć album sam w sobie odkrywczy nie jest, to jakość kompozycji oraz niespotykanie oldschoolowa autentyczność tych nagrań nakazuje mi go wymienić w bardzo wąskim gronie najlepszych, tegorocznych wydawnictw z klasycznym metalem śmierci. Złoto może nie, ale srebro jak najbardziej.

 

                                                                                                                      Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz