MEMBARIS
„Misanthrosophie”
World Terror Committee 2020
Niemiecki
Membaris wydał w tym roku swą piątą już w dorobku, dużą płytę i chwała im za
konsekwencję i wytrwałość, oraz kroczenie obraną na początku, mroczną ścieżką.
Czy jednak ta płyta zmieni lub wydatnie wzbogaci zatłoczoną jak chuj obecną scenę
Black Metalową? Absolutnie nie! Nie znaczy to jednak, że to, co słyszymy na
„Misanthrosophie” to jakaś kupa, broń mnie Panie Szatanie mój miły przed takim
stwierdzeniem. Płyta ta, to po prostu kolejny przedstawiciel nastawionego na
rytualne aspekty, nieco filozoficznego, strukturalnie modlitewnego,
religijnego, acz w przeważającej części dosyć łatwo przyswajalnego, melodyjnego
Black Metalu. Usłyszymy tu zatem wszystko, co jest charakterystyczne dla
takiego grania. Siarczyste blasty, jadowite riffy, bluźniercze wokalizy, jak i zdecydowanie
bardziej klimatyczne, rozmodlone frazy wspomagane nawiedzonymi, opętanymi
głosami wydobywającymi się z trzewi gardłowego (w kwestii wokalnej to naprawdę
dobra robota), a także do szpiku kości rzadkie, melodyjne, wywołujące u mnie
rozluźnienie zwieraczy, łatwo przyswajalne i zalatujące tandetą partie o
zdecydowanie komercyjnym charakterze.Trochę dobrego, gęstego, jadowitego grania
z odpowiednim pierdolnięciem także tu usłyszymy, niestety jest tego zbyt mało,
aby wydźwignąć ten album z odmętów przeciętności. Nie można co prawda odmówić
zespołowi przekonania i wiary w to, co robi, jednak efekty tej pracy
przynajmniej w moje gusta ni chuja nie trafiają, a o jakiś głębszych
uniesieniach w ogóle nie ma tu mowy! Zbyt miałkie to wg mnie, płytkie i mało
przekonujące, a przy pewnych, progresywnych zagrywkach, jakie zastosował tu
zespół mam po prostu miękko w galotach. Płytka ta znajdzie zapewne wielu
zwolenników, zwłaszcza wśród młodszej części metalowej gawiedzi, mnie jednak
nie przekonuje taki Black Metal. Posłuchać sobie można od czasu, do czasu, gdyż
to nie boli i nie obciąża zbytnio mózgownicy, ale spuszczać się nie ma nad
czym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz