PANDRADOR
„Ov
Rituals, Ov Ancestors, Ov Destiny”
Independent
2020
Przeleżał u mnie
trochę ten materiał, zanim dostał swoją szansę. Tak to się
czasem układa, materiałów do recenzji od chuja i jeszcze trochę,
a jebana doba nie chce się wydłużyć, choćbyś człowieku nie
wiem, co wyczyniał. Nie bawmy się zatem w przydługie wstępy,
tylko bez zbędnego pierdolenia zaczynajmy. No więc jadziem z
dziadziem! Pierwszy album długogrający Rzeszowian to prawie 37
minut dobrego, mocnego, ale niestety skonstruowanego i nagranego w
nowoczesny sposób Death Metalu. Nie brakuje na tej płycie niezłych
pomysłów. Są bezlitosne kanonady sekcji, które w połączeniu z
chropowatymi, ostrymi, jadowitymi riffami poniewierają z bestialską
siłą, są konkretnie zakręcone momentami rozwiązania i techniczne
solówki, które pokazują, że warsztat techniczny mają panowie na
wysokim poziomie, są wreszcie miażdżące zwolnienia, które
podrasowane mrocznym klawiszem, gniotą okrutnie tworząc zarazem
zawiesistą, gęstą, smolistą atmosferę. Zatem wszystko powinno
być cacy, … ale niestety nie jest i nie mogę cieszyć się w
pełni tymi dźwiękami. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniami.
Drażni mnie dosyć mocno brzmienie tego krążka, jak i mechaniczne,
rwane, szkliście nieskazitelne, zalatujące okrutnie plastikiem
podejście do niektórych partii bębnów, a także wioseł. Za dużo
tu triggerów, studyjnych bajerów i całego tego sztucznego,
nowoczesnego gówna. Cała ta wszechobecna tu cyfryzacja zabija wg
mnie ducha tej muzyki, który czasami próbuje się na tej płycie
uzewnętrznić, ale zostaje skutecznie stłamszony przez wyczyszczone
do bólu, sterylne patenty znane choćby z twórczości Fear Factory,
czy z ostatnich produkcji Decapitated. Brakuje mi tu mięcha,
odrobiny brudu, pleśni i słodkiej woni zgnilizny. „Ov Rituals…”
to dla mnie przykład dobrego albumu, którego potencjał został
jednak zniszczony przez nowoczesną technologię. Szkoda, naprawdę
szkoda. Chłopaki udowadniają jednak, że grać potrafią, więc
mają u mnie pewien kredyt zaufania. Liczę, że na następnym
albumie odpuszczą już sobie cały ten wymuskany, silikonowy sound i
spuszczą mi totalny wpierdol. Jeżeli zaś wybiorą inną drogę,
cóż, trudno, uszanuję to i rozstaniemy się bez zbędnych
sentymentów.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz