wtorek, 29 września 2020

Recenzja Magnanimus "Impure Ways Beyond Shadows"

 

Magnanimus

"Impure Ways Beyond Shadows"

Old Temple 2020

Że to będzie mocny strzał w pysk wiedziałem jeszcze zanim wrzuciłem ten złoty krążek do odtwarzacza. No bo tak: kolesie są z Chile, grają death metal, nie lubią bozi i w końcu wykopał ich Eryk, który, co jak co, ale zwiad w tamtych rejonach świata ma dobry. Zbyt wiele składowych, bym się mylił. I faktycznie, wszystko się tu sprawdza. Drugi album Magnanimus, wydany pierwotnie dwa lata temu przez Rawforce Productions a obecnie wypuszczany na Europę nakładem Old Temple to, mówiąc krótko, jest niezły wpierdol. Muzyka na nim zawarta jest doskonałym odzwierciedleniem mentalności południowoamerykańskich muzyków metalowych. Oni generalnie w dupie mają wymuskane brzmienie. Jeśli coś się nie zgadza, na ten przykład blachy raz chodzą za głośno, raz giną przykryte gitarowym szałem, to tak ma kurwa być, a jak się nie podoba to proszę wypierdalać. Jeśli utwory są dla kogoś zbyt jednostajne i monotematyczne, lub brakuje w ich jakiegoś wyróżniającego się punktu zaczepienia typu chwytliwy refren, to jest on tępym chujem, głuchym zjebem i proszę wypierdalać. Jakiś inny nienaostrzony penis może stwierdzić, że podobną muzykę w tamtych rejonach tworzy co drugie komando... No i właśnie za to się tamtejszą scenę kocha, a jak tak trudno to pojąć, to grzecznie proszę wypierdalać. I to szybciutko, najlepiej w tempie serwowanym przez Magnanimus, gdzie blast goni blast, gitary mielą niemiłosiernie a wokal rzyga bluźnierstwem na lewo i prawo. Szorstkie gitarowe akordy tasują się z wojennymi perkusyjnymi rytmami tworząc wrażenie spadających w koło bomb i odłamków ścian burzonych budynków. Nie myślcie jednak, że chilijscy zabójcy grają na jedno kopyto. Grają na dwa, bo potrafią też nieco zwolnić i szorować riffami niczym papierem ściernym po plecach. Że nie wspomnę o totalnie dzikich solówkach atakujących z drugiego planu niczym dodatkowe wsparcie artyleryjskie niszczące wszystkich nadal stawiających opór. Zresztą nie ma sensu bronić się przed tą dźwiękową masakrą, gdyż jest to walka z góry skazana na niepowodzenie. Materiał zawarty na "Impure Ways Beyond Shadows" wzorem zasłużonej tamtejszej sceny brzmi nad wyraz naturalnie i poniekąd spontanicznie, wręcz chaotycznie. Kipi wściekłością i zajeżdża napalmem (nie tylko o poranku). Być fanem death metalu i nie posiadać tego krążka na półce to trochę jak nazywać się Siffredi i nigdy w życiu nie poruchać.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz