poniedziałek, 7 września 2020

Recenzja Dysylumn "Cosmogonie"

 

Dysylumn

"Cosmogonie"

Signal Rex 2020

Jeszcze na dobre nie zdążyłem ochłonąć po rewelacyjnej drugiej płycie Francuzów, a tu już na horyzoncie pojawił się ich nowy materiał. Tym razem jest to wydawnictwo dość nietypowe, gdyż mimo iż zapowiadane przez wytwórnię jako trzeci krążek, przez sam zespół uważane jest za zbiór trzech EP-ek, wydanych na trzech osobnych dyskach. Zwał jak zwał, mnie najbardziej cieszy fakt, że otrzymujemy tu łącznie ponad osiemdziesiąt minut muzyki będącej naturalną kontynuacją "Occultation". Można powiedzieć, że tam gdzie tamten album się kończył, nowy się rozpoczyna. Zespół zabiera nas ponownie w depresyjną black metalową podróż do krainy, gdzie pojęcie szczęścia nie istnieje a wszystko jest szare i deszczowe niczym jesienna pogoda za oknem. Dziewięć długich kompozycji (jeśli nie liczyć intro/outro) buja nas hipnotyzującymi melodiami do narkotycznego snu, niespiesznie oczarowując i pokazując w szklanej kuli czekającą nas udrękę i beznadzieję. Dysylumn tak umiejętnie utrzymują klimat tajemniczości i tak precyzyjnie dozują napięcie, że można stracić poczucie rzeczywistości i zacząć dostrzegać rzeczy, które istnieją wyłącznie w najmroczniejszych zakamarkach naszego umysłu. Ponadto kryją w swoich dźwiękach mnóstwo smaczków, które dopiero z czasem zaczynają ujawniać swoje istnienie. Jeśli dobrze się wsłuchamy, to odkryjemy, że często w tle dzieje się więcej niż na pierwszym planie. "Cosmogonie" jest niczym sztuczka magiczna – odwraca naszą uwagę pozorną prostotą, by ukryć swoje nieprzebrane bogactwo. Albo może raczej podzielić się nim wyłącznie z tymi, którzy potrafią odnaleźć do niego własną ścieżkę. Zdaje się także, że na najnowszym wydawnictwie Francuzi ugruntowali własne, niepowtarzalne brzmienie i styl. Nie można też nie wspomnieć o wokalach, które mimo iż nie jakoś wybitnie zróżnicowane, po raz kolejny doskonale przekazują emocje towarzyszące samej muzyce. Przyznam szczerze, że początkowo nie mogłem rozgryźć tego krążka. Wydawał mi się nieco za długi i nico jednostajny. Jednak kiedy ostatecznie wsiąkł we mnie i omamił, żałuję, że nie trwa dwa razy dłużej. Dla mnie jest to jedna z najciekawszych i zarazem najlepszych propozycji sceny francuskiej w tym roku. Zdecydowanie jedna z tych rzeczy, które sprawiają że żałuje, że doba ma jedynie dwadzieścia cztery godziny.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz