niedziela, 27 września 2020

Recenzja Vintlechkeit "Vinteren Inn Svartfjelle... / Dødssted..."

 

Vintlechkeit

"Vinteren Inn Svartfjelle... / Dødssted..."

Morbid Chapel Rec. 2020

Vintlechkeit to norweski hord, który mimo relatywnie krótkiego, bo jedynie trzyletniego stażu doczekał się niemal trzydziestu pomniejszych wydawnictw typu dema i EP-ki. Dorobek zaiście imponujący, lecz nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć iż najczęściej tak ogromne tempo pracy nie idzie w parze z jakością samej muzyki. Wydana przez Morbid Chapel kompilacja zawiera materiał z dwóch taśm demo oraz utwór ze splitu z Voivotus. Łącznie ponad sześćdziesiąt minut transowego, odhumanizowanego black metalu przeplatanego mrocznym ambientem. Utwory black metalowe oparte są tutaj na raczej prostych, wielokrotnie powtarzanych tremolo wprowadzających w swoisty trans swoją melodią. Nie są to kompozycje rozbudowane czy specjalnie zróżnicowane, jednak popisy techniczne czy wymyślanie chwytliwych akordów nie mieściło się najwyraźniej w zamyśle twórczym norweskiego trio. Panowie w swoich piosenkach budują atmosferę podobną do tej panującej na biegunie północnym, gdzie piździ cały rok a dzień trwa kilka miesięcy. Tu mamy podobny klimat – przeszywa nas oszczędne, lodowate gitarowe bzyczenie a lekko przesterowany, wycofany wokal wspierany klawiszowym tłem robi za jednostajny arktyczny wiatr. Skojarzenia z Darkspace czy Paysage d'Hiver są w tym przypadku nieuchronne i jak najbardziej słuszne, gdyż Vintlechkeit budują swoje utwory w bardzo podobny sposób. Po długim dniu nadchodzi z kolei równie długa noc, przynosząca ambientowe, wyciszające i mocno działające na wyobraźnię przerywniki, tworzące silny kontrast z kompozycjami gitarowymi. Trzeba przyznać, że te dwa oblicza zespołu bardzo udanie się uzupełniają i utrzymują słuchacza w równie silnym stanie umysłowego otępienia. Są niczym środek odurzający utrzymujący funkcje życiowe, jednak pozwalający egzystować wyłącznie w katatonicznej pozycji. Aby dokładnie zgłębić muzykę zawartą na tym krążku warunek jest jeden – nie można słuchać jej po łebkach czy w trakcie gotowania obiadu. Cała jej esencja ulatnia się bowiem wówczas niczym kamfora. Jeśli zatem lubicie muzykę wymagającą skupienia i odrobiny intymności, wsiadajcie do pociągu daleko na północ stąd. W innym przypadku polecam posłuchać czegoś bardziej przystępnego.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz