niedziela, 1 listopada 2020

Recenzja Heretical Sect "Rapturious Flesh Consumed"

 

Heretical Sect

"Rapturious Flesh Consumed"

Redefinind Darkness 2020

Ależ ten rok nabrał w samej końcówce tempa. Nie zdążę się jeszcze dobrze oblizać po jednym strzale w pysk, a tu z drugiej strony ląduje już nowy, jeszcze bardziej siarczysty. Tym razem zza oceanu, konkretnie z Santa Fe w Nowym Meksyku, uderza debiutanckim krążkiem Heretical Sect. Przynosi ze sobą sześć pierdolnięć pioruna prosto w głowę w postaci konglomeratu death i black metalu, przynajmniej ogólnie rzecz ujmując. Amerykanie, mimo iż czerpią pełnymi garściami z nauk siwiejących już dziś mentorów wymienionych przed chwilą gatunków, nie opierają się bynajmniej przed wzorcami nowej szkoły, wyłuskując z niej co najlepsze, może nawet w jeszcze większym stopniu, niż z mowy starców. Czegóż my tu nie znajdziemy... Są szybkie black metalowe tremolo poganiane szaleńczymi blastami, są dociskające do gleby zwolnienia, ryjące beret dysonanse i zróżnicowane wokalizy. Fińskie melodie biją się z pokręconymi riffami w Portalowym stylu, nie stroniąc od potyczek ze sceną francuską spod znaku Deathspell Omega czy Blut Aus Nord. Śmigające z kolei w tle black metalowe solówki są niczym potężne pioruny oświetlające rzeczone pole bitwy z prawa i lewa. Kompozycje Heretical Sect są równie drapieżne co melodyjne, przez co po kilku odsłuchach ciężko wyrzucić je z głowy, gdyż zadomowiają się tam niczym kleszcz pod pachwiną. Jestem w szoku jakże cudownie się to wszystko zazębia i płynie. Niczym rwący nurt Styksu, który pokonać może jedynie ten, kto ma śmierć wyrytą głębokimi bliznami na sercu. "Rapturious Flesh Consumed" nie jest bynajmniej płytą nowatorską czy odkrywczą, ale o to bynajmniej zespołowi nie chodziło. Oni po prostu wymieszali sprawdzone wzorce w idealnych proporcjach tworząc materiał ponadprzeciętny i wbili się klinem w czołówkę tegorocznego black death metalowego grzania. Słucham tego krążka nasty raz i nie jestem w stanie dopierdolić się do czegokolwiek. Dla mnie jest to debiut na miarę Antiversum czy Suffering Hour. Czyli krótko mówiąc – rzecz genialna.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz