CÉNOTAPHE
„Monte Verità”
Nuclear War Now! Productions 2020
Francuski
duet Cénotaphe, który miałem już przyjemność recenzować na łamach Apocalyptic Rites
przy okazji ich zeszłorocznej Ep’ki zwącej się „Empyrée” kolejny raz udowadnia,
tym razem na swym, wydanym w tym roku pierwszym, pełnym albumie, że w sposób
wręcz mistrzowski łączy w swej muzyce tradycyjny, surowy, zimny Black Metal,
charakterystyczny dla skandynawskiej II fali ze wskazaniem na Norwegię z atmosferycznym,
przepełnionym mrokiem i melancholią, klimatycznym graniem, które swe największe
triumfy święciło również w latach 90-tych. „Monte Verità” to właśnie nieco
ponad 46 minut takiego na wskroś klasycznego, kanonicznego wręcz, czarnego
szarpania strun opartego na chropowatych, jadowitych, mizantropijnych riffach
przywodzących na myśl „A Blaze in the Northern Sky” wiadomo kogo, czy też „Those
of the Unlight”, siarczystej sekcji z ziarnistym basem i agresywnych,
zaprawionych nieco depresją wokalizach. Okazjonalne, nawiedzone, pełne pasji, czystsze zaśpiewy, oraz oszczędnie użyty na drugim
planie, nastrojowy klawisz także oparte są w większości na ogranych już miliony
razy patentach, jakie stosowało się bez mała trzy dekady temu wstecz. Pomimo
tego, a może należałoby powiedzieć, dzięki temu ta stworzona z doskonale już
znanych wzorców muzyka hipnotyzuje i wciąga, oraz powoduje, że na wspomnienie
starych czasów niejeden słuchacz wzruszy się aż do cewki moczowej. Album ten,
oparty w głównej mierze na pracy gitar wręcz kipi szczerą, lodowatą agresją,
ale zarazem posiada czarujący, średniowieczny klimat, tworzony przez niebanalne
melodyjne akcenty i pewne rozwiązania rytmiczne, dzięki któremu zawarta tu muza
ma cechy długiej, samotnej, bolesnej, rozpaczliwej drogi ku oświeceniu. Wszystkie
liryki są tu artykułowane w języku francuskim, dzięki czemu ta produkcja
błyszczy charakterystycznym, mizantropijnym szlifem. Atmosfera alienacji i
odrzucenia, jaka bije z tych dźwięków, jest wręcz obezwładniająca. Płytka ta zachowuje
także swoistą równowagę pomiędzy dzikością, melodią, a klimatycznymi akcentami,
a to, co początkowo jest standardowym Black Metalem, często przeradza się i przyjmuje bardziej
epickie, atmosferyczne, wypełnione gorzko surowym, ponurym mistycyzmem tekstury. Naprawdę
bardzo dobry w swej klasie, szczery, tradycyjnie jadowity, urzekający
bezpośredniością i klasycznym, chaotycznym, czarnym blaskiem album. Dla każdego
fana oldschool’owych, czarcich dźwięków pozycja do obowiązkowego zakupu. Na
zakończenie dodam tylko, że za 12”, vinylowy placek odpowiada Nuclear War Now!
Productions, natomiast wersje: cd, mc i digital zostały wydane pod skrzydłami
Ossuaire Records.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz