środa, 25 listopada 2020

Recenzja CÉNOTAPHE „Monte Verità”

 

CÉNOTAPHE

„Monte Verità”

Nuclear War Now! Productions 2020

 

Francuski duet Cénotaphe, który miałem już przyjemność recenzować na łamach Apocalyptic Rites przy okazji ich zeszłorocznej Ep’ki zwącej się „Empyrée” kolejny raz udowadnia, tym razem na swym, wydanym w tym roku pierwszym, pełnym albumie, że w sposób wręcz mistrzowski łączy w swej muzyce tradycyjny, surowy, zimny Black Metal, charakterystyczny dla skandynawskiej II fali ze wskazaniem na Norwegię z atmosferycznym, przepełnionym mrokiem i melancholią, klimatycznym graniem, które swe największe triumfy święciło również w latach 90-tych. „Monte Verità” to właśnie nieco ponad 46 minut takiego na wskroś klasycznego, kanonicznego wręcz, czarnego szarpania strun opartego na chropowatych, jadowitych, mizantropijnych riffach przywodzących na myśl „A Blaze in the Northern Sky” wiadomo kogo, czy też „Those of the Unlight”, siarczystej sekcji z ziarnistym basem i agresywnych, zaprawionych nieco depresją wokalizach. Okazjonalne, nawiedzone, pełne pasji, czystsze zaśpiewy, oraz oszczędnie użyty na drugim planie, nastrojowy klawisz także oparte są w większości na ogranych już miliony razy patentach, jakie stosowało się bez mała trzy dekady temu wstecz. Pomimo tego, a może należałoby powiedzieć, dzięki temu ta stworzona z doskonale już znanych wzorców muzyka hipnotyzuje i wciąga, oraz powoduje, że na wspomnienie starych czasów niejeden słuchacz wzruszy się aż do cewki moczowej. Album ten, oparty w głównej mierze na pracy gitar wręcz kipi szczerą, lodowatą agresją, ale zarazem posiada czarujący, średniowieczny klimat, tworzony przez niebanalne melodyjne akcenty i pewne rozwiązania rytmiczne, dzięki któremu zawarta tu muza ma cechy długiej, samotnej, bolesnej, rozpaczliwej drogi ku oświeceniu. Wszystkie liryki są tu artykułowane w języku francuskim, dzięki czemu ta produkcja błyszczy charakterystycznym, mizantropijnym szlifem. Atmosfera alienacji i odrzucenia, jaka bije z tych dźwięków, jest wręcz obezwładniająca. Płytka ta zachowuje także swoistą równowagę pomiędzy dzikością, melodią, a klimatycznymi akcentami, a to, co początkowo jest standardowym Black Metalem,  często przeradza się i przyjmuje bardziej epickie, atmosferyczne, wypełnione gorzko surowym, ponurym mistycyzmem tekstury. Naprawdę bardzo dobry w swej klasie, szczery,  tradycyjnie jadowity, urzekający bezpośredniością i klasycznym, chaotycznym, czarnym blaskiem album. Dla każdego fana oldschool’owych, czarcich dźwięków pozycja do obowiązkowego zakupu. Na zakończenie dodam tylko, że za 12”, vinylowy placek odpowiada Nuclear War Now! Productions, natomiast wersje: cd, mc i digital zostały wydane pod skrzydłami Ossuaire Records.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz