Depression
"Ära der Finsternis"
Murder Rec. 2020
Co robicie 31-go grudnia? Pewnie się chuje jebane wybieracie na jakiś ochlaj w gronie pięciu osób, nie więcej. I pewnie jak się opijecie berbeluchy, to będziecie tańczyć do tych wszystkich Oczu Zielonych czy Majteczek w Kropeczki, czy czego tam się teraz na dyskotekach słucha. A ja mam dla was alternatywę. Akurat tak się trafiło, że w ostatni dzień roku ma swoją premierę szósty album Germańców z Depression. Zespół ten przewinął mi się przez uszy jakoś w okolicach debiutu, czyli w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, ale nawet nie zdawałem sobie sprawy, że oni jeszcze zipią. A tu okazuje się, że nie tylko oddychają pełną piersią, ale właśnie wysmażyli szósty już w dyskografii pełen album, trwający bagatela niemal siedemdziesiąt minut. No, może ciut mniej, bo na krążek zostały dorzucone jako bonus numery pochodzące ze splitu z Rejectamenia, wydanego w '98. Pojawia się zatem pytanie, czy biorąc pod uwagę muzykę, którą się chłopaki zajmują, czyli raczej mało skomplikowany death/grind, oparty często na schematycznie pukającej perce, aby nie przegięli z długością tego krążka. No właśnie kurwa że nie przegięli! Może i niemiecka banda chuja bawi nas banalnym grindującym death metalem, ale wplata weń mnóstwo urozmaicaczy w postaci utworów niemal punkowych, sampli, kompozycji na fortepian czy coverów (w liczbie dwóch), Jest też balladka zaśpiewana czystym wokalem. Teoretyczna zatem prostota ich muzyki jest tak przaśna i nośna, że każdego potrafi podkręcić do dobrej zabawy. Bo i potańczyć się do niej na siłę da. Niektóre numery jak żywo kojarzą mi się ze sławnym utworem Cock and Ball Torture, do którego podłożono obraz tańczących na weselu gości. Te trzydzieści utworów ma taki niesamowity groove, że jak tu stoję, obiecuję, że zapodam sobie tą płytę przynajmniej dwa razy w sylwestrową noc. Bo niby wszystko utrzymane jest tu w podobnym stylu, niby schematyczne, lecz każdy kawałek zaskakuje jednak czymś innym, czymś przykuwającym uwagę. Dzięki temu te siedemdziesiąt minut mija zdecydowanie szybciej, niż by się wydawało. I nawet wspomniane wcześniej bonusy nie odstają ani brzmieniowo ani stylistycznie od nowych kompozycji, co stanowi dowód na to, że Depression trzymają równy poziom od, nie potrafię policzyć po pijaku, ilu lat. Sukinsyny nadal mają jednak wiele do zaoferowania. "Ära der Finsternis" to bardzo fajna rzecz na zakończenie bardzo chujowego roku.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz