Demoniac
"So It Goes"
Edged Circle 2020
Jak tylko zobaczyłem w skrzynce odbiorczej promo Demoniac, na moim średnio dogolonym licu natychmiast narysował się radosny banan. Wszystko za sprawą sławetnego, kultowego w moich kręgach wywiadu Nowozelandczyków dla Thrash'em All, lata temu. Zaraz potem okazało się jednak, że to nie ten Demoniac (członkowie którego zapewne dawno zapili się na śmierć albo ukatrupili nawzajem), lecz inny, chilijski, a "So It Goes" to ich druga pełnometrażowa propozycja. No cóż, też może być nieźle – pomyślałem. Wszak południowoamerykański thrash jest z natury wyjątkowo kąśliwy. Krążek (nie)prawdziwego Demoniac zaczyna się nader obiecująco. Dostajemy po uszach siarczystymi latynoskimi riffami na pełnej szybkości. W tle napierdalają bardzo zgrabne, szybkie solówki a śpiewane po hiszpańsku teksty jeszcze bardziej podkreślają klimat wiadomego kontynentu. No i pięknie, w to mi graj. Chilijczycy cudownie ranią narządy słuchu czerpiąc wyraźnie z amerykańskich klasyków thrash metalu i doprawiając te wpływy lokalnym posmakiem. Może nie są to jakieś Mount Everesty, ale grzanie na naprawdę niezłym poziomie. Z tym że... w pewnym momencie zaczynają się schody. Panowie bowiem postanowili chyba jakoś wybić się z rozjuszonego tłumu i zaczęli niepotrzebnie kombinować. W trzecim utworze pojawia się niespodziewanie saksofon. Ale nie, że zrobi chwilowy podjazd i wypad. "Extraviado" oparty jest głównie właśnie na tym instrumencie, co pasuje mi tu jak świni ostrogi. W takie popisy to mogą bawić się chłopaki z W-T-Z ale nie brygada, która ma napierdalać i nie brać jeńców. Chwilę później wszystko wraca na właściwe tory i następuje wpierdolu ciąg dalszy. Panowie prują ostro do przodu, lecz przyznam, iż brakuje mi w ich muzyce czegoś bardziej zapamiętywalnego, jakiegoś kopiącego dupsko akordu. Zamiast tego gitary błądzą w poszukiwaniu technicznych przesmyków, co może i nie jest do końca złe, ale jakby takie trochę na siłę intelektualne. Album wieńczy niemal dwudziestominutowy kawałek będący niejako podsumowaniem całego krążka. Przeplatają się w nim wszystkie wspomniane wcześniej składowe, wliczając ten nieszczęsny saksofon. Kiedy płyta się kończy... to sam nie wiem co mam o niej sądzić. Niby jest to całkiem niezły materiał, choć według mnie niezbyt spójny. Może się powtórzę, ale wydaje mi się iż chilijski Demoniac próbują być na siłę awangardowi i nie do końca im to wychodzi. Może komuś z was podpasuje coś na kształt szarlotki z kiszoną kapustą, jednak ja posmakowałem i podziękuję. Ale fajnie, że ten album się ukazał. Przynajmniej kolejny raz się uśmiałem na wspomnienie wywiadu z autorami "Prepare For War".
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz