piątek, 20 listopada 2020

Recenzja OBLIVION GATE „Wisdom of the Grave”

 

OBLIVION GATE

„Wisdom of the Grave”

Aeternitas Tenebrarum Musicae Fundamentum 2020

 

Na początek krótka historia tego wydawnictwa. „Wisdom of the Grave” ukazało się początkowo w 2019 roku jako Ep’ka i egzystowało tylko w formie digital. Po podpisaniu papierów z ATMF dorzucono do tego materiału dwa nowe wałki, podrasowano szatę graficzną i tak oto Ep’ka przepoczwarzyła się w pierwszy, pełny album, który Anno Bastardi 2020 wydany został ponownie w formie digital i jako digipack cd. Jeżeli zaś chodzi o stronę muzyczną tej płytki, to obcujemy tu z mulistym, ociężałym, ryjącym beret Doom Metalem wzbogaconym o mroczne, dysonansowe zagrywki zaczerpnięte z nawiedzonego, modlitewnego Black Metalu, choć jest to trochę uproszczona definicja, bowiem muzyka tego jednoosobowego, fińskiego projektu wymyka się delikatniejednoznacznym określeniom (co specjalnie nie dziwi, jeżeli wodzirejem tego okrętu jest muzyk znany z Ævangelist, czy Obscuring Veil). Opasłe, ołowiane riffy wirują bezustannie, wyciekając cyklicznie na powierzchnię i gniotąc potwornie, sekcja przypominająca swą strukturą ogromne, neolityczne bloki skalne miażdży bez mrugnięcia okiem, a ponury, głęboki, czysty wokal z wyraźnie gotycką nutą zagęszcza jeszcze bardziej grobową, zalatującą stęchlizną, niepokojącą atmosferę tego krążka. Mrok jest tu naprawdę gęsty, nieprzenikniona ciemność wypełnia każdy, znajdujący się na tej produkcji dźwięk, a podczas odsłuchu „Mądrości Grobu” niemal czuć w powietrzu trumienny aromat i słodkawą woń znajdującego się wewnątrz niej martwego ciała. W twórczości Oblivion Gate spotykamy również wyraźny dotyk psychodelicznej awangardy, więc sączące się stąd, smoliste tekstury konkretnie drylują łepetynę i u słabszych jednostek mogą powodować stany depresyjno-lękowe połączone z oddaniem stolca na plecy. Statyczna, celowo zadymiona, mglista, niemal pierwotna produkcja idealnie pasuje do tej ciężkiej, cmentarnej, zagęszczonej, dysharmonijnej muzy i sprawia, że zawarte tu wałki swą intensywnością niezwykle aktywnie oddziałują na korę mózgową, hipnotyzując i uzależniając lepiej niż niejedna używka (poza mało szkodliwym alkoholem rzecz jasna). Naprawdę bardzo dobry to album, tylko trzeba poświęcić mu nieco czasu, aby wgryźć się w te zwarte struktury i wibrujące złowrogo aranżacje. Nie jest to z pewnością muzyka dla każdego, ale mnie podobają się te chore, przesycone śmiercią, surowe dźwięki. Z ciekawością czekam na kolejny głos zza grobu w wykonaniu fińskiej Bramy Zapomnienia.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz