DSKNT
"Vacuum y-Noise Transition"
Sentinel Ruin 2020
Na następcę wydanego trzy lata temu "PhSPHR Entropy"
czekałem niczym wygłodniałe sępy na ostatnie tchnienie rannej i wyczerpanej
gazeli. Jednocześnie miałem ogromne obawy, czy drugi album zespołu przynajmniej
dorówna temu, co zaprezentowali na debiucie. W końcu jest i wiecie co?
Zapamiętajcie dobrze tą nazwę i okładkę, bo "Vacuum y-Noise
Transition" to prawdziwy inter galaktyczny huragan. Szwajcarzy postanowili
pójść zdecydowanym krokiem pod prąd i serwują album mniej chwytliwy, za to o
wiele bardziej intensywny. To, co się tutaj dzieje jest po prostu nieludzkie.
Kotłujące się melodie walczą zaciekle z dysonansami i niczym zderzające się
atomy wytwarzają ogromne pokłady energii. Dźwięki gnają przed siebie niczym
kosmiczna burza z której co chwilę wyłania się jakiś bardziej kształtny, barwny
motyw, wciągany zaraz siłą z powrotem do kotłującego się epicentrum. Szybkie
tremolo i złowieszcze akordy są równocześnie przerażające i intrygujące,
hipnotyzują swoją potęgą tak mocno, że nie sposób wykonać choćby najmniejszego
ruchu. Chwilowe, bardziej rytmiczne fragmenty pozwalają złapać tylko krótki
oddech przed kolejną porcją sonicznego zniszczenia. W wielu miejscach utwory są
mocno złożone, wielowarstwowe z ukrytymi w tle, początkowo niepozornymi
smaczkami. "Vacuum y-Noise Transition" przypomina próbę okiełzania
chaosu, a sposób w jaki czyni to DSKNT kojarzyć się może poniekąd z mistrzami z
Portal. Dotarcie do sedna tej muzyki jest zadaniem niełatwym, jeśli jednak
będziemy dostatecznie cierpliwi i przebijemy się do wnętrza tego rozpędzonego
meteorytu, ujrzymy jego piękno i majestat w pełnej krasie. Niesamowite wrażenie
zrobiło na mnie także brzmienie tego krążka. Mimo iż początkowo miałem lekkie
obiekcje, z czasem zrozumiałem, że tak to właśnie brzmieć musi. Niesamowicie
spójnie, chwilami mniej czytelnie, bez wyraźnej dominacji któregokolwiek z
instrumentów, nieludzko i mechanicznie. Wisienką na torcie są odhumanizowane
wokale, pełne agresji i niepokoju, przeplatane odgłosami dławienia się i
wypluwania wnętrzności, bardziej zbliżonymi do rozpaczliwego płaczu obcej formy
życia niż wydawanymi przez istotę ludzką. Album kończy niemal ambientowy utwór
brzmiący jak zakodowany przekaz z odległej galaktyki. Przekaz zapewne nie
niosący dla was żadnej dobrej nowiny. "Vacuum y-Noise Transmition"
pozamiatał mną podłogę, wyżymał i rzucił w ciemny kąt. Tu mi dobrze, tu będę
leżał i czekał aż uczyni to ponownie. Ten album to więcej niż tylko dźwięk, to
doznanie.
- jesusatan
Lepiej bym tego nie ujął. Kosmos.
OdpowiedzUsuń