czwartek, 31 grudnia 2020

Recenzja DEPHOSPHORUS „Sublimation”

 

DEPHOSPHORUS

Sublimation”

Selfmadegod Records 2020

Grecki kwartet szalonych ekstremistów powraca z czwartym albumem długogrającym. Panowie już dawno temu ochrzcili swą muzykę mianem Astrogrind i pomijając kosmiczną tematykę tekstów i ogólny koncept zespołu uważam, że to bardzo dobre określenie tych wysoce popapranych dźwięków. „Sublimation”, podobnie zresztą, jak i poprzednie wydawnictwa grupy to intensywna, osobliwa mikstura wszystkiego, co ekstremalne, brutalne i ciężkie. Korzeń twórczości Greków stanowi soczysty Grindcore starej szkoły, jednak to, w jaki sposób ci kreatywny muzycy mieszają go z elementami dysonansowego Black Metalu, korzennego Thrashu i miażdżącego Śmierć Metalowego szarpania strun doprawiając to gęstym mułem zaczerpniętym z samego dna stylistyki Sludge jest wręcz porażające. Nie brakuje tu zatem wściekłych wybuchów gniewu i agresji, które nierzadko płynnie zmieniają teksturę i przeradzają się w zwalisty, zagęszczony, często konkretnie pokręcony Death Metal lub atonalnie podany Black Metal w średnim tempie, by przy okazji zahaczyć o meandry surowego Thrash’u, a wszystko to w mglistych, lekko kwaśnych, bagienno-kosmicznych oparach stworzonych przez doskonałe, wykorzystane z dużym wyczuciem sample i syntezator. Różnorakich odjazdów i wycieczek w nietypowe rejony tu zresztą od chuja i nawet nie staram się ich zdefiniować, czy za nimi nadążyć. Chłonę je jedynie niczym gąbka, błądzę chcąc poznać przedziwny wszechświat kreowany przez muzykę Dephosphorus i choć nieraz zostaję zapędzony w pozornie ślepą uliczkę, to jednak za każdym razem znajduję z niej przejście do kolejnych, ciemnych zakamarków, które przy akompaniamencie Greków ochoczo eksploruję. Paleta barw na „Sublimation” jest doprawdy przebogata, ale co najważniejsze, jest ekspansywna i niesamowicie skupiona na wszelakich, ekstremalnych aspektach muzycznych i wysoce energetycznych eksperymentach, bez zbędnego rozwadniania i łagodzenia struktur tej płyty. Imponująca, oszałamiająca płyta, która autentycznie rozjebała mnie na atomy. Szacun dla Dephosphorus, bo to, co tworzą, to coś naprawdę niepowtarzalnego. Materiałem tym ponownie zaopiekował się Karol i jego Selfmadegod Records. Należą mu się ogromne podziękowania, że wyłuskał z podziemia tę perełkę i rzucił ją miedzy wieprze. Dzięki stary Przyjacielu.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz