czwartek, 24 grudnia 2020

Recenzja Quo Vadis "Quo Vadis"

 

Quo Vadis

"Quo Vadis"

Old Temple 2020

Są na tym muzycznym świecie płyty niekoniecznie powalające, które jednak wywołują u mnie silne emocje i które darzę wielkim sentymentem. Jednym z takich krążków jest debiut Quo Vadis. Jak dziś pamiętam, gdy pewnego dnia po szkole pojechałem do niepozornej budki w centrum Bydgoszczy, gdzie czasem można było dorwać jakieś mniej lub bardziej oficjalne metalowe nowości. Zabrakło mi wówczas bodajże pięćset złotych na zakup uśmiechającej się do mnie z okienka wystawowego kasetki Szczecinian. Gnałem jak pojebion tramwajem i autobusem na drugi koniec miasta by rozbić świnkę skarbonkę i wracać do sklepiku, mając nadzieję, że żaden gej jej nie wykupił. Udało się. "Quo Vadis" nie jest może materiałem przełomowym, który spowodował, że scena metalowa w Polsce zadrżała w posadach, nie odcisnął też nie wiadomo jakiegoś śladu na jej sercu. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych stanowił jednak wyraz buntu wobec panującej wtedy rzeczywistości. I to zarówno muzycznie jak i tekstowo. Liryki Quo Vadis pełne są rebelii przeciw wszystkiemu, co młodych ludzi w kraju nad Wisłą wkurwiało. Muzycznie natomiast krążek ten stanowi niemal encyklopedyczny przykład tego, co długowłosa młodzież chciała osiągnąć. Nagrać płytę, często w jaskiniowych warunkach i stąd zazwyczaj brzmiącą... jak brzmiącą, która byłaby wulkanem agresji i sprzeciwu, alternatywą dla puszczanej w radio muzyki popularnej. Na "Quo Vadis" znajdziemy zatem sporo bardzo dobrych, drapieżnych thrashowych akordów, śpiewanych po polsku tekstów i nietypowych, zwłaszcza jak na tamte czasy, odrobinę satyrycznych rozwiązań budzących obecnie mocno sentymentalne wspomnienia. Choćby radziecki hymn narodowy jako otwieracz, wplecione w "Trzy Szósteczki" sławne telefoniczne "Nie ma takiego numeru", brzmiące w tej chwili jak duch przeszłości, Slayerowy riff z "Black Magic" wpleciony w tenże numer oraz "amen" wyśpiewane na zakończenie. Słuchając tego krążka, pierwszy raz po chuj wie ile latach, znajduję na nim niemal wszystko z czego słynął polski metal chwilę po zrzuceniu socjalistycznych kajdanów. Warto posiadać ten materiał w kolekcji choćby po to, by poznać kawał historii krajowego łomotu. Tym bardziej, że według mnie debiut był szczytowym osiągnięciem Quo Vadis. Pewnie, że płyta jest pełna niedociągnięć, lecz poprawianie ich dziś byłoby podobnym zabiegiem jak kolorowanie "Samych Swoich". "Quo Vadis" to dokument, bardzo ważny papier w aktach polskiego thrash/death metalu. Obserwatorzy historii powinni posiadać go w swojej teczce, gdyż bez niego nigdy nie będzie ona całkowicie wiarygodna.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz