niedziela, 6 grudnia 2020

Recenzja Cult of Horror "Hermetik Heretik"

 

Cult of Horror

"Hermetik Heretik"

Bestial Invasion Rec. 2020

Coś mnie w tym miesiącu lubi ta Brazylia, bo jak nie ze skrzynki mailowej to stacjonarnej zagląda mi prosto w oczy. Tak długo jednak jak zespoły z tego kraju trzymają przynajmniej przyzwoity poziom, to nie mam absolutnie nic przeciwko. "Heretik Hermetik" to drugi album załogi z Rio de Janeiro, który dotarł do mnie ciut spóźniony, bo jego premiera miała miejsce na początku roku. Składa się na niego dziewięć numerów speed metalu, odrobinę skręcającego ku black metalowej stylistyce i często przeplatanego klasycznymi doom metalowymi wpływami. Kumacie, takie retro granie z mocno przytupującym czarcim kopytkiem. Potupać jest tu faktycznie do czego. Piosenki na tym krążku są raczej niepozorne, nieskomplikowane a chwilami wręcz banalne, lecz gdy kręci się on w moim odtwarzaczu to często łapię się na kiwaniu główką czy wystukiwaniu tych niepozornych rytmów na wszystkim, co pod ręką. Słychać w tej muzyce wpływy Venom, odrobinę Bathory czy Midnight a chwilami wchodzi patent niemalże stonerowy, mocno pod Saint Vitus, jak choćby w "Song For the Sick". Dla odmiany następujący zaraz potem "Breed of Cain" to numer oparty jest na d-beacie z czystym, niskim wokalem dla ozdoby. I niespodziewanie w samym jego środku ponownie zaskakuje silnie ziołowy fragment. Takich zwrotów akcji i elementów zaskakujących znalazłoby się tu jeszcze kilka. Że wspomnę choćby o wieńczącym płytę "Hermetik", gdzie słyszę nawet echa Beherit. Wspomniałem na początku, że Cult of Horror mieszają speed z doom metalem, czyli teoretycznie przeciwległe nurty, jednak zespół łączy je w sposób bardzo pomysłowy. Mimo wszystkich wymienionych wyżej inspiracji nie da się zaprzeczyć, że chłopaki jakiś tam własny pomysł na granie mają. Nie ograniczają się gatunkowo, ale czerpią głównie z dinozaurów metalu. Ktoś zapewne powie, że to idealny album na oddział geriatrii i pewnie będzie miał trochę racji. Młode pokolenie nie znajdzie ty bowiem nic dla siebie. Natomiast stare pryki chętnie powspominają przy tych dźwiękach, że "Tak się kiedyś grało". Nie są to może muzyczne Himalaje, lecz można przy tych czterdziestu minutach spędzić kilka miłych chwil. Idealny dodatek do ciepłych kapci i bujanego fotela.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz