wtorek, 29 grudnia 2020

Recenzja Sacrocurse "Supreme Terror"

 

Sacrocurse

"Supreme Terror"

Shadow Rec. 2021

Jeśli usłyszycie muzyczkę niczym ze starego wojennego filmu a zaraz potem padną strzały, to uciekajcie w góry! Oto bowiem z nowym materiałem nadciąga meksykański Sacrocurse. Co prawda nie jest to jeszcze kolejna duża płyta a zaledwie szesnastominutowy mini, lecz ilość zawartej na tych czterech utworach agresji starczyłaby na rozegranie średniej wielkości bitwy. I bądźcie pewni, że ta załoga dobrze się na nią przygotowała. Mimo wyraźnie wojenne otoczki muzyka Sacrocurse nie jest jedynie monotonnym łomotem dla samego łomotu. W burzy bezlitośnie okaleczających gitar i tłukącej niczym karabiny maszynowe perkusji wyłaniają się często chwytliwe akordy natychmiast mobilizujące do poderwania dupy z krzesła. Wszystkie kompozycje zostały zaprojektowane tak, by każda z nich niosła śmierć i zniszczenie, ale była także zapamiętywalna. Dlatego też zostały odpowiednio urozmaicone i nie mam tu bynajmniej na myśli klawiszowych pasaży czy akustycznych wstawek. Są natomiast nieco zagłuszone przez dudniącą sekcję rytmiczną solówki czy zaskakujące chwilami partie wokalne. Jak na machinę wojenną przystało Meksykanie nie zwalniają poniżej pewnego tempa. Sam Szatan siedzi im na plecach poganiając siarczystymi razami z długiego ogona i wydając komendy do ataku. Oczywistą sprawą jest, że materiał ten brzmi niedbale i w stu procentach organicznie, inaczej zresztą sobie tego przy takiej muzyce nie wyobrażam. Oryginalności zbyt wiele tu nie znajdziecie, jedynie zapach napalmu i odór skwierczących ciał. Jeśli zatem ustaliliśmy, że wszystkie składowe się zgadzają, nie pozostaje nic innego jak odpalić "Supreme Terror" (byle głośno) i czekać, aż zapłonie ziemia. Ten mini to gwarantuje.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz