DomJord
"Gravrost"
Vidfare Prod. 2020
Panująca nam obecnie pandemia ma swoje wady i zalety. Zaletą jest niewątpliwie fakt, że niektórzy muzycy mają więcej wolnego czasu, przez co stają się bardziej płodni. Wadą natomiast... fakt, że niektórzy muzycy mają za dużo wolnego czasu i nie potrafią go efektywnie spożytkować, więc zaczynają komponować. Taki Marduk na przykład. Chłopaki siedzą przymusowo na dupie, nie koncertują po świecie, to się ich śpiewak zaczął najwyraźniej nudzić w domowych pieleszach. Jest to dla mnie jedyne wytłumaczenie faktu, że po wydaniu gniota zatytułowanego "Sporer" nadal rzeźbi w gównie, czytaj: kontynuuje plumkanie na syntezatorach i tworzenie ambientowych szumów. Wspomniany debiut został wydany bowiem zaledwie kilka miesięcy wstecz, rok się nie zdążył skończyć a my otrzymujemy już "dzieło" numer dwa. Tylko po co? DomJord to nie jest muzyka ani specjalnie mroczna, ani transowa a na pewno nie interesująca, innowacyjna czy wizjonerska. Facet po prostu pitoli w męczący sposób a ja po trzech utworach co chwilę spoglądam na zegarek. Jeśli się Szwed zakochał w klawiszach to może niech kogoś zamorduje, będzie ich widywał codziennie, a przynajmniej wyjdzie to bardziej kultowo. Albo niech sobie pogrywa w domowym zaciszu, po cholerę od razu wychodzić z tym do ludzi. Zapewne znajdą się tacy, co to łykną, choćby dlatego, że to przecież Mortuus. I będą sami siebie przekonywać jakie to epokowe dokonanie genialnego muzyka. Ja natomiast wolę poczekać na nowy album Funeral Mist czy nawet bardzo szablonowy ostatnio Marduk. Wolę, gdy Mortuus drze ryja jak pojebion a nie uzewnętrznia swoje melancholie. I to by było na tyle. Nie ruszajcie tego, bo szkoda czasu. "Gravfrost" to płyta nudna, nijaka, na chuj komu potrzebna i wymuszona – po prostu słaba.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz