środa, 24 lutego 2021

Recenzja Corpsehammer "Sign of the Corpsehammer"

 

Corpsehammer

"Sign of the Corpsehammer"

Unpure Rec. 2019

Świętokradztwo – Opętanie – Perwersja. Te trzy słowa wypowiedziane jednym tchem brzmią jak zaklęcie do portalu przenoszącego w inny wymiar. I faktycznie, tytuły trzech demówek szwedzko – chilijskiego projektu zamieszczonych na tej kompilacji są swoistą inkantacją, która natychmiast wysyła słuchacza w czasy, gdy metal to nie były rurki z kremem, gdy na scenie zamiast tysiąca rekwizytów muzykom wystarczyły skórzane kurtki i ćwieki, a dźwięki przez nich tworzone dalekie były przyjemnym dla uchom melodyjkom. Międzynarodowe komando spod znaku Corpsehammer serwuje nam trzydzieści siedem minut thrash / black / death metalowego szaleństwa w najprostszej i najbardziej wulgarnej postaci. Może i po spojrzeniu w metryczkę zespół wydaje się młody, ale duchem zakorzeniony jest głęboko w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Słychać tu wyraźne wpływy Bathory czy Hellhammer (ot, choćby w pierwszym pod ręką "Reino / Sangre del Diablo") czy nieco późniejsze, nawiązujące do skandynawskiej drugiej fali black metalu (żeby na przykład z lekka darkthronowy "Posesion"), przekute w własną interpretację, często w mocno podkręconym tempie. Mimo iż innowacji tu tyle, co prawdy w przemówieniach premiera, to ten materiał jest wyjątkowym przysmakiem dla każdego maniaka lat minionych. Minionych, lecz tętniących pozagrobowym życiem dzięki właśnie takim hordom jak Corpsehammer. Tu nie ma zabawy w półśrodki, tu się, panie, napierdala ze wszystkich sił a każda z następujących po sobie kompozycji wypływa szczerze z pompujących ciekłą stal serc tych kochających oldschool gentlemanów. Dodatkowej mocy nadaje tym nagraniom dość nietypowy wokal, balansujący gdzieś między bojowymi zawołaniami Bolzer a śpiewami Malokarpatan, wyrzygujący diabelskie liryki w języku hiszpańskim, brzmiący jak głos generała kierującego z wysokości wzgórza ruchami swoich wojsk. Oczywiście całość, jak na demówki przystało, pod względem brzmienia jebie garażem i surowizną a jednocześnie jest selektywna po staremu. "Sign of the Corpsehammer" kopie dupę aż miło. To prawdziwa uczta, którą chce się powtórzyć jak tylko się kończy. I jeszcze, i jeszcze, i jeszcze...

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz