poniedziałek, 22 lutego 2021

Recenzja MIDNIGHT BETROTHED „Bewitched By Destiny’s Gaze”

 

MIDNIGHT BETROTHED

Bewitched By Destiny’s Gaze”

Northern Silence Productions 2021

Na początek krótkie wprowadzenie. Midnight Betrothed to one man band z Australii, a „Bewitched…” to materiał kompilacyjny zawierający dwa materiały demo tego zespołu, czyli „To Follow Your Spirit Into the Night” oraz „Indulgence In Eternity”. Oba te materiały zostały wcześniej wydane w formie Mc przez Atrocity Altar i podobno dawno już się wyprzedały. Ok, a teraz czas przedstawić muzykę tego projektu z kraju kangurów. W notkach promocyjnych z wytwórni znalazłem określenie tych dźwięków jako Sombre Romantic Black Metal i Neoclassical Necro Synth. Kurwa, powiem Wam, że czegoś takiego jeszcze nie przerabiałem, mimo że w szeroko pojętej muzyce metalowej i około metalowej siedzę już grubo ponad trzy dekady. No nic, zarzucam zatem tę płytkę i po niecałej minucie robi mi się miękko w galotach. Twórczość Midnight Betrothed opiera się bowiem na wysuniętym bardzo mocno do przodu parapecie stanowiącym kręgosłup każdej, zawartej tu kompozycji i uzupełniających go w tle, wycofanych w chuj, albo jeszcze dalej elementów Black Metalowych. Interesujące to, jak 88258 (liczba całkowicie przypadkowa, żeby nie było) odcinek telenoweli brazylijskiej. Wszechobecny klawisz ślizga się w obrębie minimalistycznych, przygnębiających, smutnych dźwięków, przeplatając ambientowe plamy z Neoklasycznymi zagrywkami i całą masą syntezatorowych, melancholijnych brzmień. Gdzieś tam z oddali dociera do nas surowe wiosło, które momentami bardziej wyczuwamy, niż słyszymy i udręczone krzyki, mogące świadczyć o głębokiej depresji autora. Brzmienie, jak i cała stylistyka garażowo/piwniczna z lekkim dotknięciem zimnej, cmentarnej krypty, więc jakaś tam atmosfera i emocje w tym są…tyle że ja tego w ogóle nie czuję. Prosty chłopak jestem, ze wsi pochodzę i nie dla mnie takie wysublimowane, romantyczne jak wiatry z tyłka klimaty. Przesłuchałem tę kompilację dwa razy, każdorazowo omal nie zasypiając pod koniec i więcej już nie chcę. Jest to ten rodzaj muzyki, którą trzeba posłuchać samemu i zdecydować, czy pasuje mi taka twórczość, czy też olewam ją ciepłym strumieniem moczu. Nie odradzam zatem kontaktu z Midnight Betrothed, ale też go nie polecam. Decyzja należy do Was. Dodam jeszcze tylko z kronikarskiego obowiązku, że pierwsze wydanie tego cd (skoro piszą o pierwszym wydaniu, to chyba planują już następne?) zostało wydane w kolekcjonerskim, 6-panelowym digipacku limitowanym do 500 szt. Premiera miała miejsce 12.02.2021 r.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz