HOUKAGO GRIND TIME
„Bakyunsified (Moe to the
Gore)”
Selfmadegod
Records 2020
Ponownie
zaglądamy do ogródka Selfmadegod Records. Ta niezmordowana wytwórnia wydała bowiem w swych barwach, pod koniec zeszłego roku cd
zawierający pierwszy, pełny materiał projektu Houkago Grind Time. Dla
niewtajemniczonych: za tą nazwą stoi nie kto inny, jak Andrew Lee, który
odpowiada także za bardzo dobre płyty takich zespołów, jak Ripped to Shreds,
Skullsmasher, czy Azath. Andrew ponownie zaprosił do współpracy kilku kolegów
po fachu i przy ich wydatnej pomocy stworzył album, który jest swojego rodzaju
gloryfikacją klasycznego Goregrind’a i tematyki Anime. Na kulturze Anime nie
znam się ni w ząb, wiem jeno bardzo ogólnie, z czym to się je, zatem skupię się
tylko i wyłącznie na warstwie muzycznej tego krążka. „Bakyunsified…” to 16
wałków tłustego, krwistego Goregrind’a opartego na klasyce gatunku. Króluje tu
zatem gęsta sekcja poparta rwącym na strzępy basem, grube, mięsiste riffy, świdrujące
solówki, które mogłyby przewiercić się przez żelbetonowe fundamenty budynków i
ekstremalne wokale prezentujące całą paletę barw, od niskiego, przeflegmionego
bulgotu, po wysokie wrzaski. Mielenie to na naprawdę wysokim poziomie, łączące
w sobie zwięzłość wiosła z rytmicznymi wariacjami i rezonującymi pod czaszką,
cudnie brutalnymi, wokalnymi rzygowinami. Każdy, kto uwielbia być okrutnie
sponiewieranym, następnie ocuconym i ponownie, bezlitośnie zajebanym doceni
dzikość i zarazem koncepcyjną czystość tej morderczej, zagęszczonej,
zawiesistej Goregrind’owej zupy. Jak już na wstępie wspominałem dźwięki, jakie
tu znajdziemy, oparte są na kanonach gatunku, więc nie jest to sprośna,
anatomiczna, waląca kałem i flakami bezkształtna masa. Materiał ten jest
odwołującą się do tradycji, surową masakrą w krwawym duchu wczesnego Carcass,
Repulsion, czy General Surgery i legionów ich oddanych wyznawców na czele z
Impaled, Exhumed, Septage, Regurgitate, czy PLF. Prócz srogiego jebnięcia jest
tu zatem także miejsce na szybkie, chwytliwe, tarmoszące bezlitośnie
wnętrznościami melodyjne akcenty i nieco bardziej techniczne harmonie riffów,
które bliższe są brutalnemu Metalowi Śmierci. Można tu także wyczuć wibracje
znane z płyt wczesnego Napalm Death, Agathocles, Mortician, Pig Destroyer, czy
naszego DeadInfection, tyle że z mniej wyrazistą ścianą ziarnistego,
chropowatego, mulistego basu, a ze zdecydowanie większym naciskiem na wiosła.
Brzmi to zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę, z jakim gatunkiem mamy tu do
czynienia. Jest oczywiście miażdżąco i okrutnie, ale z odpowiednią dozą
śmierdzącego powietrza oraz wyśmienitym, chorobliwym klimatem. Fani wszelakiej ekstremy
z pewnością docenią tę konkretną, 20-minutową porcję słodkawej, zmielonej
dobroci, a pozostali mogą sobie w zasadzie odpuścić, gdyż to twórczość
kierowana do bardzo konkretnego grona odbiorców. Mnie ten klasyczny,
Goregrind’owy napierdol zrobił nadzwyczaj dobrze, zatem zrozumiałe jest, iż
oczekuję na ciąg dalszy tej opowieści.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz