czwartek, 25 lutego 2021

Recenzja HOUKAGO GRIND TIME „Bakyunsified (Moe to the Gore)”

 

HOUKAGO GRIND TIME

„Bakyunsified (Moe to the Gore)”

Selfmadegod Records 2020

Ponownie zaglądamy do ogródka Selfmadegod Records. Ta niezmordowana wytwórnia wydała bowiem w swych barwach, pod koniec zeszłego roku cd zawierający pierwszy, pełny materiał projektu Houkago Grind Time. Dla niewtajemniczonych: za tą nazwą stoi nie kto inny, jak Andrew Lee, który odpowiada także za bardzo dobre płyty takich zespołów, jak Ripped to Shreds, Skullsmasher, czy Azath. Andrew ponownie zaprosił do współpracy kilku kolegów po fachu i przy ich wydatnej pomocy stworzył album, który jest swojego rodzaju gloryfikacją klasycznego Goregrind’a i tematyki Anime. Na kulturze Anime nie znam się ni w ząb, wiem jeno bardzo ogólnie, z czym to się je, zatem skupię się tylko i wyłącznie na warstwie muzycznej tego krążka. „Bakyunsified…” to 16 wałków tłustego, krwistego Goregrind’a opartego na klasyce gatunku. Króluje tu zatem gęsta sekcja poparta rwącym na strzępy basem, grube, mięsiste riffy, świdrujące solówki, które mogłyby przewiercić się przez żelbetonowe fundamenty budynków i ekstremalne wokale prezentujące całą paletę barw, od niskiego, przeflegmionego bulgotu, po wysokie wrzaski. Mielenie to na naprawdę wysokim poziomie, łączące w sobie zwięzłość wiosła z rytmicznymi wariacjami i rezonującymi pod czaszką, cudnie brutalnymi, wokalnymi rzygowinami. Każdy, kto uwielbia być okrutnie sponiewieranym, następnie ocuconym i ponownie, bezlitośnie zajebanym doceni dzikość i zarazem koncepcyjną czystość tej morderczej, zagęszczonej, zawiesistej Goregrind’owej zupy. Jak już na wstępie wspominałem dźwięki, jakie tu znajdziemy, oparte są na kanonach gatunku, więc nie jest to sprośna, anatomiczna, waląca kałem i flakami bezkształtna masa. Materiał ten jest odwołującą się do tradycji, surową masakrą w krwawym duchu wczesnego Carcass, Repulsion, czy General Surgery i legionów ich oddanych wyznawców na czele z Impaled, Exhumed, Septage, Regurgitate, czy PLF. Prócz srogiego jebnięcia jest tu zatem także miejsce na szybkie, chwytliwe, tarmoszące bezlitośnie wnętrznościami melodyjne akcenty i nieco bardziej techniczne harmonie riffów, które bliższe są brutalnemu Metalowi Śmierci. Można tu także wyczuć wibracje znane z płyt wczesnego Napalm Death, Agathocles, Mortician, Pig Destroyer, czy naszego DeadInfection, tyle że z mniej wyrazistą ścianą ziarnistego, chropowatego, mulistego basu, a ze zdecydowanie większym naciskiem na wiosła. Brzmi to zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę, z jakim gatunkiem mamy tu do czynienia. Jest oczywiście miażdżąco i okrutnie, ale z odpowiednią dozą śmierdzącego powietrza oraz wyśmienitym, chorobliwym klimatem. Fani wszelakiej ekstremy z pewnością docenią tę konkretną, 20-minutową porcję słodkawej, zmielonej dobroci, a pozostali mogą sobie w zasadzie odpuścić, gdyż to twórczość kierowana do bardzo konkretnego grona odbiorców. Mnie ten klasyczny, Goregrind’owy napierdol zrobił nadzwyczaj dobrze, zatem zrozumiałe jest, iż oczekuję na ciąg dalszy tej opowieści.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz