poniedziałek, 1 lutego 2021

Recenzja INSATANITY „Hymns of the Gods Before”

 

INSATANITY

„Hymns of the Gods Before”

CDN Records 2020

 

Najnowszy materiał Insatanity to kolejna z płyt, o których z różnych przyczyn nie zdążyłem napisać na czas. Nie biję zatem niepotrzebnie piany, tylko zabieram się do rzeczy, zwłaszcza że zespół to zasłużony, a w swoim czasie ich pierwszy, pełny album „Divine Decomposition” przejechał się po mnie niczym po burej kobyle. A jak jest w przypadku „Hymns of the Gods Before”? Jest zajebiście! Ponownie obcujemy tu bowiem z Brutalnym Death Metalem starej szkoły podlanym konkretnie tradycyjną, czarną diabelszczyzną. Beczki wspomagane tłustym basem miażdżą, ciężkie, grube riffy bestialsko rozrywają na strzępy, a ze złowieszczych, demonicznych wokali wylewa się jad i bluźnierstwo. Płytka posiada zagęszczony, surowy, okultystyczny feeling, a zawarte tu dźwięki tworzą przesiąkniętą złem, niszczycielską, totalnie destrukcyjną atmosferę. Album ten można postawić śmiało w jednym rzędzie obok krążków Infester, Crucifier, Imprecation, Blaspherian, Immolation, Diabolic, Incantation, czy też przy pierwszych produkcjach Morbid Angel, VitalRemains i Deicide (ich cover „When Satan Rules His World” wieńczy zresztą „Hymns of the Gods Before”). Diabelski wpierdol jak się patrzy! W chuj podoba mi się ta płytka, tylko nie rozumiem, dlaczego zespół, jak i wytwórnia uważają ten materiał za kolejną, pełną produkcję grupy, skoro pozycję tę wypełniają utwory z wydanej w 2018 roku Ep’ki „Upon the IvoryThrone, wałek „Trail of Terror” zaczerpnięty z materiału demo „Ad Maiorem Satanae Gloriam” i wspomniany tu już cover Deicide? Jedyną, niepublikowaną wcześniej piosenką jest tu zatem „Ashes of the Apostle”, co wcale nie znaczy, że to nowa kompozycja zespołu. Mnie to jakoś specjalnie nie przeszkadza, jednak część słuchaczy może poczuć się oszukana. Wszystko brzmi bardzo spójnie i tworzy gęsty monolit okrutnych dźwięków, więc wnioskuję, że całość została ponownie nagrana i zmiksowana, ale pewności co do tego mieć nie mogę. Mam nadzieję, że te podane na nowo stare wałki będą początkiem czegoś nowego, ale równie mrocznego i barbarzyńskiego. Można spekulować, czy tak będzie, czy nie, a tymczasem cieszę się „Hymnami…”, mimo iż nie jest to nowy, pełnometrażowy album Insatanity, gdyż to naprawdę potężny, miażdżący kawał Death Metalowego mięcha.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz