KRATORNAS
„Pestilence”
(Demo)
Independent
2020
Niebawem
miną trzy dekady, odkąd Kratornas zaczął napierdalać ku chwale Rogatego. Bez
kompromisów, bez litości, bez skrupułów. Tylko czysty, niszczący, Szatański
wykurw. „Pestilence”, czyli ostatnie wydawnictwo tych dwóch szaleńców, wydane w
lipcu zeszłego roku, to materiał, który tradycyjnie
rozpierdala i nie bierze jeńców. Tylko trzy wałki i trochę powyżej 18 minut
muzy, gdyż to demo, ale rozpierducha taka, że klękajcie narody. „Zaraza” to
pokaz potęgi i bestialstwa. War/Black/Death Metal/Grindcore wykonywany przez
zespół to prawdziwy huragan piekielnych dźwięków, po którego przejściu pozostają
tylko zgliszcza i spalona ziemia. Nawiązania do mistrzów gatunku z Kanady
oczywiście tu występują, i to jak dla mnie całkowicie zrozumiałe. Można także
ten materiał luźno albo i trochę mocniej powiązać z twórczością Black Witchery,
Necroholocaust, Goat Semen, Bestial Warlust, Conqueror, czy Morbosidad, bowiem
to te same dzikie, barbarzyńskie wibracje i ten sam bluźnierczy feeling. Kratornas
spuszcza na nas wszystkie plagi egipskie uwolnione z zatęchłej, walącej
rozkładem, zapleśniałej krypty, a te sieją śmierć i zniszczenie, raz za razem
zadając miażdżący cios przy pomocy okrutnych, szalonych, napierdalających z
niepohamowaną wściekłością bębnów, surowych, siarczystych, bezkompromisowo
rozpruwających riffów i demonicznych, szyderczych, gwałtownych, przepełnionych
jadem wokaliz. Chropowate, ziarniste, surowe brzmienie podsyca piekielny ogień
czający się w tych kompozycjach i sprawia, że ten krótki materiał poniewiera
niczym fala uderzeniowa po wybuchu nuklearnym. Bardzo konkretnie i bez
pierdolenia Kratornas przypomniał o swoim istnieniu. Mam nadzieję, że niebawem
duet ten dojebie kolejnym, pełnym albumem, który zrobi nam z dupy jesień
średniowiecza. Czekam z utęsknieniem.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz