Death Kommander
"Pro Patria Mori"
Warhorn Rec. 2021
O ile po śmierci wadowickiego zjadacza kremówek widziałem wiele osób w koszulkach "Nie płakałem po papierze", tak po rozpadzie Bolt Thrower nie spotkałem ani jednej odzianej w analogiczne treści osoby. Świadczy to najdobitniej o tym, że rozpad jednego z najgenialniejszych i najbardziej oryginalnych i wpływowych zespołów death metalowych, który nigdy nie zhańbił się słabą płytą, nikogo nie pozostawił obojętnym. Twardym jednak trzeba być a nie mjentkim, tym bardziej, że na otarcie łez pojawiło się na przestrzeni lat kilku niezgorszych naśladowców miotacza. Jednym z nich jest niewątpliwie Death Kommander, zespół pochodzący z Edynburga (a przynajmniej tam mający swój początek, bo jego skład jest mocno międzynarodowy), atakujący właśnie debiutanckim krążkiem "Pro Patria Mori". I cóż ja mogę powiedzieć, żeby nie skłamać? No jest to Bolt Thrower worship jak chuj, nie ma co do tego wątpliwości ani przez chwilę, mimo iż chłopakom ta łatka ponoć poniekąd ciąży. Jeszcze zanim włączymy muzykę, a jedynie zerkniemy na fotkę zespołu, okładkę czy logo, wyraźnie rysuje się przed oczami bitewny obraz z czołgami na pierwszym planie. Faktycznie, Death Kommander jest takim ciężkim czołgiem prącym do przodu wśród rozerwanych ciał i płonących zgliszczy w rytmie brytyjskich melodii. Rozkładanie poszczególnych kompozycji na czynniki pierwsze nie ma najmniejszego sensu, bo każdy doskonale wie jak grał Bolt Thrower. Wystarczy zatem w tym momencie postawić zasadnicze pytanie: czy ten szkocki kontynuator tradycji wart jest szerszej uwagi, czy jedynie pręży muskuły? Otóż jest wart, zdecydowanie. Na "Pro Patria Mori" są co prawda chwilowe, niewielkie doliny, ale większość akordów jest na ekstraligowym poziomie. Powiedziałbym nawet, że niektórych utworów nie powstydziłaby się piątka z Coventry, co jest chyba najlepszą możliwą rekomendacją nie wymagającą dalszych wywodów. Brzmienie tego krążka też jest odpowiednio wyważone, przez co nie pozostaje nam nic innego, tylko wsiadać do tanka i napierdalać przeciwpancernymi. Jeśli macie ochotę na pięćdziesiąt minut brytyjskiej stali, to Death Kommander jest dla was. Ja ten album nabędę obowiązkowo, bo to chyba najlepszy Bolt Thrower nie od Bolt Thrower jaki słyszałem.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz