piątek, 26 lutego 2021

Recenzja INFESTICIDE „Envenoming Wounds”

 

INFESTICIDE

„Envenoming Wounds”

Blood Harvest 2020

 

Ucieszyłem się, gdy w swej skrzynce zobaczyłem do zrecenzowania drugi album meksykańskiego Infesticide. Pierwotnie dziki, surowy Death Metal wykonywany przez zespoły z tego kraju zawsze bowiem robił mi dobrze i „Envenoming Wounds” nie jest tu wyjątkiem. Gdy odpaliłem tę płytkę, z głośników zaatakował mnie prawdziwy huragan brutalnych dźwięków. Old School Death Metal, jaki wykonuje ten zespół, to ja zawsze i wszędzie. Siarczyste beczki do spółki z rozrywającym basem napierdalają okrutnie, jadowite, korzenne, nieustępliwe riffy brutalnie wywracają wnętrzności, a demoniczne, bluźniercze growle przypominające barwą i sposobem artykulacji wczesnego Davida Vincenta roznoszą w pizdu, dopełniając dzieła zniszczenia. Morbid Angel z czasów „Abominations od Desolation”, czy „Altars of Madness” to zresztą na tym albumie wyraźnie słyszalna inspiracja, a powiedziałbym nawet, że to poddańcza miłość, gdyż wpływów bogów z Florydy znajdziemy tu od chuja i jeszcze trochę. W pewnej chwili sprawdziłem nawet, czy aby nic mi się nie pojebało i czy zamiast płytki Infesticide nie wrzuciłem do odtwarzacza jakiegoś wydawnictwa morbidów z początkowych lat ich kariery. Żeby było śmieszniej nic, a nic mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, jestem urzeczony dźwiękami, jakie znalazły się na „Żrących Ranach” i podpisuję się pod nimi wszystkimi czterema kopytami, bowiem to trio z Meksyku mimo czerpania pełnymi garściami ze spuścizny Treya Azagthotha i spółki zachowało przy tym własną tożsamość ipazur charakterystyczny dla twórczości większości meksykańskich zespołów Śmierć Metalowych. Słychać na tej płytce także wyraźne wpływy grup południowoamerykańskich, więc panuje tu iście bluźnierczy, diabelski feeling. Wpierdol spuścił mi ten materiał okrutny, długo nie mogłem dojść do siebie po tych intensywnych 29 minutach, ale gdy już się pozbierałem…ponownie zaaplikowałem sobie ten cud miód, dziki, bestialski napierdol. Brzmienie tego materiału o analogowym posmaku jawi mi się jako połączenie Thrash Metalowych produkcji z późnych lat 80-tych z pierwotną siłą i brutalnością szorstkiego, nieco chaotycznego, mrocznego Death Metalu starej szkoły. Podkreśla to moc i okrucieństwo tych kompozycji, a zarazem sprawia, że słucha się tej płytki wręcz wybornie. Nikt tu oczywiście na nowo nie wymyśla prochu. „Envenoming…” to po prostu bardzo dobra płytka utrzymana w granicach Old School Death Metalu, która pokazuje kreatywność i zarazem spory potencjał meksykańskiej grupy. Dla fanów Morbid Angel, Sadistic Intent, czy Sarcofago pozycja obowiązkowa. W chuj dobra rzecz. Ja to kupuję.

 

Hatzamoth

1 komentarz:

  1. Amazing review! I appreciate a lot when people dig the album. here Isaías vocals and guitar for Infesticide.
    HAIL DEATH!

    OdpowiedzUsuń