środa, 24 lutego 2021

Recenzja Goatscrote "We Shall Orgy Upon the Blood of Angels"

 

Goatscrote

"We Shall Orgy Upon the Blood of Angels"

Unpure Rec. 2020

Jestem przekonany, iż każdy kto spojrzy na widocznego powyżej żołnierza powie od razu, że zawartość tego krążka jest bardziej niż oczywista. Ot, kolejny klon Blasphemy, ewentualnie Revenge bla, bla, bla... Tym bardziej, jeśli będzie mu się chciało i sobie dodatkowo wygoogla, że Goatscrote pochodzą z Kanady, to już w ogóle wszystko staje się na tyle jasne, że nawet słuchać nie trzeba. No i kurwa bardzo dobrze, z tym, że nie do końca. Owszem, "We Shall Orgy Upon the Blood of Angels" osadzony jest bardzo mocno na wojennym gruncie i znajdziemy w nim wiele charakterystycznych dla gatunku elementów, choćby chaotycznych gitar, oklepanych sprzężeń i rzygających napalmem wynaturzeń werbalnych. Struktury większości utworów są banalnie proste. Nie jest to muzyka dla melomanów delektujących się głębią dźwięku przy kieliszeczku czerwonego wina, nie wymaga wysokiego IQ by zrozumieć, co autor miał na myśli. Rzecz w tym, że autor, poza rzeźbieniem w wojnie chwilami niepotrzebnie zaczyna kombinować. A to wrzuci numer brzmiący jak stonerowy cover Beherit, gdzie indziej ni z gruchy, ni z pietruchy pociśnie klawiszami albo dowali trzydzieści kilo przesteru na wokale. Zapewne duet stara się swoje dźwięki w ten sposób urozmaicić, lecz w tym niszowym gatunku przekombinować dość łatwo, zwłaszcza jeśli pomysły z kapci nie wyrywają. Słucham tych ośmiu kompozycji już któryś raz i jakoś nie do końca mi się to klei. Brakuje mi tu trochę pierdolnięcia z prawdziwego zdarzenia, zwłaszcza że megagarażowe brzmienie aż się o to prosi. Chętnie bym usłyszał więcej zrywów w stylu "Triumph of the Heretics", choćby zamiast przydługiej i nudnawej outrodukcji, niezbyt udanie wzorowanej chyba na twórczości G.G.F.H. Debiut Kanadoli trwa dwadzieścia pięć minut, i tak sobie myślę... Gdyby panowie mieli tu dorzucić z dziesięć minut ognia, to "szkoda", lecz jeśli miałoby tu być dziesięć minut niepotrzebnego poszukiwania, to "na szczęście", że właśnie tyle. Generalnie nie jest to krążek zły, jest natomiast niezbyt spójny, jakby Goatscrote do jednego wora wrzucili wszystkie pomysły, które im przyszły do głowy zamiast oddzielić ziarna od plew. No cóż, po takiej chujowej okładce i tytułach utworów liczyłem jednak na nieco więcej.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz