VALGRIND
„Condemnation”
Memento
Mori 2020
Czwarty
album włoskiego Valgrind to kolejny z materiałów, który przeleżał u mnie ponad
pół roku na półce, zanim dostał swoją szansę na zaprezentowanie się. Poprzednie
materiały zespołu trafiały w moje gusta, tak więc i ten musiał załapać się na
łamy Apocalyptic Rites. Jedziemy zatem z tym koksem bez dalszego pierdolenia.
Przesłuchałem kilka razy tę płytkę i prawdę powiedziawszy, jestem troszkę
rozczarowany, zwłaszcza początkowymi jej fragmentami, gdyż po kilku minutach
panowie wskoczyli już na właściwe tory i zaczęli rzeźbić dźwięki, które mnie nieco
rozluźniły. „Condemnation” to cały czas osadzony bardzo mocno w tradycyjnej
szkole gatunku Death Metal, w którym słychać echa Bolt Thrower, Morbid Angel,
Immolation i Pestilence, tyle że początkowo upchnięto tu sporo melodyjnych
zagrywek, które mocno stępiły ostrze tego materiału. Nie wiem, dlaczego akurat
taką wizję mieli muzycy grupy, ale faktem jest, że przez taki zabieg początek
tego albumu jest stosunkowo miękki, wydaje się to wszystko jakby wymuszone,
trochę na siłę i mnie osobiście ciężko było przez niego przebrnąć. Całe
szczęście, że później chłopy przeszli do konkretów i zaczęli ranić zdecydowanie
konkretniej. Valgrind nadal wymiata zatem dosyć zróżnicowany, napędzany
wiosłami Metal Śmierci łącząc ciężkie, miażdżące riffy z elementami charakterystycznymi
dla agresywnego Thrash Metalu. Gitarzyści wycinają tu naprawdę konkretnie, nie
stroniąc od technicznych zakrętów, czy bardzo dobrych partii solowych,
oczywiście przy zachowaniu odpowiedniego pierdnięcia. Sekcji rytmicznej też
zarzucić nic nie można, dynamiczne beczki gniotą solidnie, a gdy trzeba,
komplikują bardziej swą grę i do spółki z dźwięcznym, hulającym mocarnie basem
wywijają aż miło. Jeżeli chodzi o wokale, to obserwujemy tu wyraźne inspiracje
stylem Martina van Drunena, choć gardłowy Valgrind wykonuje je na swój własny,
charakterystyczny sposób. Znajdziemy na tej płycie także widoczne ukłony w stronę Heavy Metalu i choć większość z nich
ciekawie doprawia ten materiał, to są i takie, które plączą się na tym albumie
zupełnie wg mnie niepotrzebnie, rozmiękczając tylko strukturę niektórych wałków
(jak się zapewne domyślacie, dzieje się tak zwłaszcza na początku tej płyty, o
czym już wspominałem). Album jest bardzo dobrze wyprodukowany, wszystkie
instrumenty są słyszalne, nie trzeba doszukiwać się, co w trawie piszczy. Myślę
jednak, że trochę odpowiednio dawkowanej zgnilizny i gęstej smoły nie zaszkodziłoby tym
dźwiękom, a niewątpliwie dodałoby im cudownego aromatu i większego
pierdolnięcia. „Condemnation” nie stanie się z pewnością moim ulubionym albumem
Valgrind, ale to w gruncie rzeczy bardzo dobra płytka, która, zwłaszcza w
swojej drugiej połowie potrafi solidnie dokopać. Na razie makaroniarze mają u
mnie jeszcze kredyt zaufania. Mam tylko nadzieję, że panowie nie pójdą na
kolejnych materiałach jeszcze bardziej w stronę, jaką zaprezentowali na
początku „Condemnation”, gdyż wtedy mogę tego już nie przełknąć.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz