piątek, 12 lutego 2021

Recenzja VALGRIND „Condemnation”

 

VALGRIND

„Condemnation”

Memento Mori 2020

 

Czwarty album włoskiego Valgrind to kolejny z materiałów, który przeleżał u mnie ponad pół roku na półce, zanim dostał swoją szansę na zaprezentowanie się. Poprzednie materiały zespołu trafiały w moje gusta, tak więc i ten musiał załapać się na łamy Apocalyptic Rites. Jedziemy zatem z tym koksem bez dalszego pierdolenia. Przesłuchałem kilka razy tę płytkę i prawdę powiedziawszy, jestem troszkę rozczarowany, zwłaszcza początkowymi jej fragmentami, gdyż po kilku minutach panowie wskoczyli już na właściwe tory i zaczęli rzeźbić dźwięki, które mnie nieco rozluźniły. „Condemnation” to cały czas osadzony bardzo mocno w tradycyjnej szkole gatunku Death Metal, w którym słychać echa Bolt Thrower, Morbid Angel, Immolation i Pestilence, tyle że początkowo upchnięto tu sporo melodyjnych zagrywek, które mocno stępiły ostrze tego materiału. Nie wiem, dlaczego akurat taką wizję mieli muzycy grupy, ale faktem jest, że przez taki zabieg początek tego albumu jest stosunkowo miękki, wydaje się to wszystko jakby wymuszone, trochę na siłę i mnie osobiście ciężko było przez niego przebrnąć. Całe szczęście, że później chłopy przeszli do konkretów i zaczęli ranić zdecydowanie konkretniej. Valgrind nadal wymiata zatem dosyć zróżnicowany, napędzany wiosłami Metal Śmierci łącząc ciężkie, miażdżące riffy z elementami charakterystycznymi dla agresywnego Thrash Metalu. Gitarzyści wycinają tu naprawdę konkretnie, nie stroniąc od technicznych zakrętów, czy bardzo dobrych partii solowych, oczywiście przy zachowaniu odpowiedniego pierdnięcia. Sekcji rytmicznej też zarzucić nic nie można, dynamiczne beczki gniotą solidnie, a gdy trzeba, komplikują bardziej swą grę i do spółki z dźwięcznym, hulającym mocarnie basem wywijają aż miło. Jeżeli chodzi o wokale, to obserwujemy tu wyraźne inspiracje stylem Martina van Drunena, choć gardłowy Valgrind wykonuje je na swój własny, charakterystyczny sposób. Znajdziemy na tej płycie także widoczne ukłony w stronę Heavy Metalu i choć większość z nich ciekawie doprawia ten materiał, to są i takie, które plączą się na tym albumie zupełnie wg mnie niepotrzebnie, rozmiękczając tylko strukturę niektórych wałków (jak się zapewne domyślacie, dzieje się tak zwłaszcza na początku tej płyty, o czym już wspominałem). Album jest bardzo dobrze wyprodukowany, wszystkie instrumenty są słyszalne, nie trzeba doszukiwać się, co w trawie piszczy. Myślę jednak, że trochę odpowiednio dawkowanej zgnilizny  i gęstej smoły nie zaszkodziłoby tym dźwiękom, a niewątpliwie dodałoby im cudownego aromatu i większego pierdolnięcia. „Condemnation” nie stanie się z pewnością moim ulubionym albumem Valgrind, ale to w gruncie rzeczy bardzo dobra płytka, która, zwłaszcza w swojej drugiej połowie potrafi solidnie dokopać. Na razie makaroniarze mają u mnie jeszcze kredyt zaufania. Mam tylko nadzieję, że panowie nie pójdą na kolejnych materiałach jeszcze bardziej w stronę, jaką zaprezentowali na początku „Condemnation”, gdyż wtedy mogę tego już nie przełknąć.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz