środa, 3 lutego 2021

Recenzja TERMINAL NATION „Holocene Extinction”

 

TERMINAL NATION

Holocene Extinction”

20 Buck Spin 2020


Terminal Nation od samego początku parał się brutalną, bezkompromisową muzą, jednak do tej pory obracał się bardziej w klimatach Hardcore/Punk, Grind & Powerviolence. Na pierwszym, pełnym albumie grupy, wydanym w drugiej połowie zeszłego roku te pierwiastki, choć w mniejszości, także są obecne, jednak podstawą i niejako kręgosłupem tej płyty jest klasyczny Death Metal skandynawskiej szkoły gatunku z wyraźnym wskazaniem na Szwecję lat 90-tych, co czyni z tej produkcji miażdżącą petardę. Zaprawdę powiadam Wam wykurw jest tu okrutny, intensywność tego materiału wyrywa z buciorów, a szczerość tych dźwięków rozpierdala. Wyobraźcie sobie bowiem mocarną sekcję z grubym, potężnym basem, chropowate, szwedzkie riffy, nieodparcie kojarzące się z twórczością Dismember, Carnage, czy wczesnego Entombed i brutalne wokalizy w kilku odcieniach, a wszystko to wspierane przez przeplatające się tu i tam Grind’owe przyspieszenia, furiackie wybuchy agresji charakterystyczne dla Powerviolence i ciężkie w chuj, rytmiczne patenty zaczerpnięte z metalicznego Hardcore’a (nie mylić z Deathcore’m, gdyż tego tu nie uświadczysz, i bardzo kurwa dobrze). Każdy z wymienionych tu gatunków nie ma zresztą wiele wspólnego z aktualnymi trendami. Wszystko oparte jest na tradycyjnych, gatunkowych wzorcach, dlatego też „Holocene…” nie bierze jeńców i poniewiera, jak to się mówi, z siłą wodospadu, a gniew i agresja wręcz kipią z tego krążka. Brzmienie jest tłuste, ciężkie, wgniatające w podłoże, zagęszczone niczym flaki brązową zasmażką, dzięki czemu dźwięki te mają taką siłę i moc, że klękajcie narody. Kurwa, rozjebał mnie ten album na atomy. Cóż tu więcej dodać? Najlepiej niech przemówi muzyka, a ta jest kurwa wyśmienita i w chuj rozpierdala nie pytając o pozwolenie. 35 minut furii i zniszczenia! Łomot i zgon! Ja to kupuję!


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz