DEAD CARNAGE
„From Hell for Hate”
Immortal
Souls Productions 2020
Zabierając
się za drugi long czeskiego Dead Carnage, najpierw przestudiowałem notki
promocyjne podesłane z wytwórni, z których to dowiedziałem się, że panowie
rzeźbią w klasycznym Death Metalu, co było wiadomością zdecydowanie pozytywną.
Zerknąłem następnie na zdjęcie zespołu, na którym pręży swe torsy piątka
jegomości, których czas specjalnie nie oszczędzał. Widać po nich, że nie są
nowicjuszami na scenie, z niejednego, metalowego pieca spleśniały chleb żarli
(tworzyli bowiem lub nadal tworzą w Antigod, Disfigured Corpse, Silva Nigra,
czy Bloody Obsession) i wypili zapewne morze alkoholu wszelakiego. Kurna, swoje
chłopy, bez dwóch zdań. Po tych wstępnych oględzinach wiedziałem już z dużym
prawdopodobieństwem, że spodoba mi się ta płytka, i nie pomyliłem się. Chłopaki
piłują bowiem tradycyjny, oldschool’owy, korzenny, ociężały Metal Śmierci,
który, choć rewelacją żadną nie jest, to w chuj robi mi dobrze. Dead Carnage
swoim podejściem do Death Metalu przypominają mi nieco grający w zasadzie to
samo od 100 lat Master. Podobnie, jak Paul Speckman, oni
również tworzą swe dźwięki w naturalny, autentyczny, szczery sposób,bez
jakiegokolwiek ciśnienia, nie oglądając się na innych i mając głęboko w dupie
wszelakie mody i trendy, czego efektem są dźwięki, które gniotą solidnie i
potrafią spuścić konkretny wpierdol. Nie uświadczysz tu Bracie wyścigów ze
światłem, upychania miliona riffów w jednej sekundzie, czy awangardowej
masturbacji nad instrumentami. W zamian otrzymujemy natomiast równą,
motoryczną, grubą sekcję, tłuste, intensywne wiosła i przeżarty gorzałą,
zaflegmiony, nieco niechlujny, naturalny growling. Jest tu również trochę
naleciałości z koszernego Thrash Metalu, więc ta produkcja ma niezgorszy,
odpowiednio zaostrzony pazur i tnie niczym tatowa brzytwa. Słychać w tym luźne,
nienachalne inspiracje klasycznymi dokonaniami Asphyx, Unleashed (zwłaszcza w
sferze rytmicznej), Benediction, Bolt Thrower, czy Vader, a zagęszczony groove
obecny na tej płycie przypomina produkcje Six Feet Under, Obituary, czy pierwsze
płyty Jungle Rot. Na żywca te wałki z pewnością niszczą, innej kurwa opcji nie
widzę! Jeżeli zatem moi drodzy cenicie sobie, podobnie jak ja, autentyczny,
szczery, oldschool’owy Death Metal, to nie wahajcie się, tylko kupcie ten
album, nie zawiedziecie się.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz