niedziela, 11 października 2020

Recenzja VINTLECHKEIT „Svartskogen, Svartvinter… & Dødssted…”

 

VINTLECHKEIT

Svartskogen, Svartvinter… & Dødssted…” (Compilation)

Eternal Death  2020

Nowy kult z Norwegii nadciąga! Dwadzieścia materiałów demo, kilka splitów i kompilacji w różnych konfiguracjach, a wszystko to powstało w czasie od 2017 do 2020 roku. „Svartskogen…” to właśnie jedna z takich, składankowych płyt wydana w tym roku przez amerykańską Eternal Death w wersji digital i na 12” placku limitowanym do 100 kopii. Znalazły się na niej dwa demosy (a jakże by inaczej?), oczywiście oba niezwykle już trudne do zdobycia, powstałe w 2019 roku, a mianowicie „Svartskogen, Svartvinter…” i „Dødssted…” Może to i w pewnych kręgach faktycznie kult, ale niestety muzyka tworzona przez tych kultowców z zimowego, zaszronionego lasu kultowa wg mnie absolutnie nie jest. Zespół prezentuje bowiem na tym wydawnictwie rzetelny, ale w gruncie rzeczy bardzo przeciętny Black Metal/Ambient, który co prawda niezgorzej buja, ale do jakiegokolwiek opętania droga tu daleka. Jak to często w takich przypadkach bywa, spotykamy się tu z surowymi, zimnymi, dosyć melodyjnymi, powtarzającymi się hipnotycznie riffami, do których stworzenia więcej, niż dwie struny gitary nie są w zasadzie potrzebne. Wiosła mocno wyciągnięte są tu do przodu, tworząc zwartą, lodowatą ścianę siarczystych dźwięków. Wspiera je wycofana, mało czytelna sekcja rytmiczna napierdalająca w karton na drugim planie i oczywiście mroczny parapet zalewający nas często atmosferycznymi, dusznymi, Dark Ambientowymi pływami i mroźnymi, zagęszczonymi teksturami, oraz depresyjne wokale, które przepuszczono chyba przez wszystkie, możliwe efekty. Ciekawe, czy to celowy zabieg, czy odpowiedzialni tu za śpiew Vinter i Svarter nie dźwignęli tego ciężaru, mając zbyt mało pary w paszczy? Mniejsza o to. Produkcja oczywiście lo-fi, ale uczciwie trzeba przyznać, że brzmienie to pasuje wręcz idealnie do tej prostej muzy z wyziębionego garażu. Jest w tych materiałach co prawda pewna doza gorzkiej melancholii, nieco zimnych, ponurych, rozdzierających melodii, jednak całościowo twórczość Vintlechkeit w żaden sposób do mnie nie przemawia. Sądzę więc, że nic by się nie stało, gdyby ta pozycja w ogóle się nie ukazała, no ale skoro już jest, to polecam ją wyłącznie najbardziej oddanym czerni, Black Metalowym popierdoleńcom i wielbicielom twórczości Vinterriket, Paysage d’Hiver, Moloch (Ukr), czy Striborg. Reszta z czystym sumieniem może sobie odpuścić.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz