piątek, 30 października 2020

Recenzja Omegavortex "Black Abomination Spawn"

 

Omegavortex

"Black Abomination Spawn"

Invictus Prod. 2020

Nie da się zaprzeczyć, że okładka debiutanckiego albumu Omegavortex przyciąga. I mimo, iż często jest to pewnego rodzaju zmyłka, tym razem moje czujne oko skauta się nie myliło. Niemcy działali uprzednio od roku 2007 pod szyldem Ambivalence i choć tak naprawdę dziś nie wiadomo, kto z ówczesnego składu kontynuuje muzykowanie pod nowym szyldem, to o nowicjuszach bynajmniej w przypadku autorów "Black Abomination Spawn" nie możemy mówić. I to faktycznie słychać. Czarne Abominacje to trzy kwadranse wkurwionego jak, wyruchany przez wściekłego pawiana w dupę nosorożec, death metalu. Takiego staroszkolnego do szpiku kości, lub do samej okrężnicy, zależy jak patrzeć. Zarówno brzmienie jest tu siarczysto prymitywne, przypominające czasy, gdy death metal wchodził taranem w panujący wówczas thrash, jak i sama struktura utworów kojarzy się z czasami, gdy nikt jeszcze nie myślał o muzycznym hipsterstwie. Omegavortex stosują taktykę polskiej husarii – frontalny atak po całości, bez oglądania się na siły obronne wroga. Germańcy uderzają niezbyt skomplikowanymi riffami, mającymi raczej na celu rozjebać co się da niż zabawiać się w techniczne rozkminy. Walą z grubej rury potężnymi blastami i wściekłymi akordami chwilami przypominając nawet war metalowych klasyków, by za chwilę zahaczyć o klimaty około thrash metalowe. Nie myślcie jednak, że zaznacie tu chwytliwych patentów do ponucenia przy goleniu jajek. Bez względu na serwowane tempo jest brutalnie, staroświecko i bez jakiegokolwiek kompromisu. Wali mi tu dość mocno klimatem podobnym do polskiego thrash/death metalu sprzed trzydziestu lat. Z tego też powodu muzykę Omegavortex porównać można do tego, co kilka lat temu zwymiotowali ich pobratymcy z Beyond. Jeśli się wsłuchać, to nawet brzmienie gitar i efekty zastosowane na wokalu są w przypadku obu kapel mocno podobne. Uwielbiam takie granie i słuchając debiutu Omegavortex doświadczam jak żywo powiedzenia "apetyt rośnie w miarę jedzenia". Pragnę go coraz bardziej i coraz bardziej pragnę zniszczenia, które przynosi. Chłopki kopią bowiem dupę aż miło i nawet jeśli ich utwory nie są jakoś specjalnie zróżnicowane, wręcz schematyczne, a dla niektórych zapewne monotonne, to ja w nie wchodzę niczym rozgrzany pal w dobrze nawilżony (damski) zwieracz. Zatem łykajcie "Black Abomination Spawn" i sprawdźcie sami czy ruchacie, czy jesteście ruchani.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz