niedziela, 18 października 2020

Recenzja GRAFVITNIR „NâHásh”

 

GRAFVITNIR

„NâHásh”

Clavis Secretorvm 2020

Clavis Secretorvm wznowiła Anno Bastardi 2020 pierwszy album długogrający szwedzkiej hordy Grafvintir pierwotnie wydany w 2012 roku w ograniczonych ilościach jako vinylowy placek i cd-r. I bardzo dobrze się stało, gdyż to Black Metal klasy Premium, który wytrzymał próbę czasu, a poprawiony dźwięk i nowa szata graficzna dodały mu splendoru i siły rażenia. „NâHásh” jest niczym podsycający ogień podmuch przeszłości. Jadowity, surowy, potężny i cudownie zimny. Beczki nieubłaganie napierdalają, chropowaty, ziarnisty, intensywny bas posyła w otchłań, grubo cięte, lodowate, srogie, bezwzględne, hipnotyzujące, niespokojnie melodyjne riffy tną ciało aż do kości, a plugawy, bezlitosny, nienawistny, bluźnierczy wokal pluje żółcią i żrącym kwasem. Szwedzi są autentycznie osadzeni w niezłomnym, ponadczasowym, wiernym klasyce, majestatycznym, pulsującym diabolicznie Black Metalu skandynawskiej II fali i jest to niewątpliwie ich wielka siła. Można usłyszeć na tym materiale nawiązania do klasycznych już dziś albumów Setherial, Vinterland, Sacramentum, Naglfar, Dawn, czy Mӧrk Gryning, a i pewnych nawiązań do Dissection też tu nie brakuje. Nie ma tu lizania się po fiutach, płytka jest siarczysta, agresywna, bezwzględna i demoniczna, przepełniona złem, okultyzmem i mroczną, duszną, piekielną atmosferą. Taki Black Metal to ja zawsze i wszędzie. Nie ma co dłużej niepotrzebnie pierdolić w bambus, każdy, kto kocha skandynawski, Czarci Metal osadzony głęboko w latach 90-tych powinien czym prędzej zaopatrzyć się w to wznowienie, gdyż to bardzo dobry materiał, a ponadto wszyscy, którzy przegapili to wydawnictwo w 2012 roku, mają teraz drugą szansę, aby nadrobić zaległości i w pełni cieszyć się tą klasyczną na wskroś, kultywującą najlepsze tradycje gatunku pozycją.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz