GRAFVITNIR
„NâHásh”
Clavis
Secretorvm 2020
Clavis
Secretorvm wznowiła Anno Bastardi 2020 pierwszy album długogrający szwedzkiej
hordy Grafvintir pierwotnie wydany w 2012 roku w ograniczonych ilościach jako
vinylowy placek i cd-r. I bardzo dobrze się stało, gdyż to Black Metal klasy
Premium, który wytrzymał próbę czasu, a poprawiony dźwięk i nowa szata
graficzna dodały mu splendoru i siły rażenia. „NâHásh” jest niczym podsycający
ogień podmuch przeszłości. Jadowity, surowy, potężny i cudownie zimny. Beczki
nieubłaganie napierdalają, chropowaty, ziarnisty, intensywny bas posyła w
otchłań, grubo cięte, lodowate, srogie, bezwzględne, hipnotyzujące,
niespokojnie melodyjne riffy tną ciało aż do kości, a plugawy, bezlitosny, nienawistny,
bluźnierczy wokal pluje żółcią i żrącym kwasem. Szwedzi są autentycznie
osadzeni w niezłomnym, ponadczasowym, wiernym klasyce, majestatycznym,
pulsującym diabolicznie Black Metalu skandynawskiej II fali i jest to
niewątpliwie ich wielka siła. Można usłyszeć na tym materiale nawiązania do
klasycznych już dziś albumów Setherial, Vinterland, Sacramentum, Naglfar, Dawn,
czy Mӧrk Gryning, a i pewnych nawiązań do Dissection też tu nie brakuje. Nie ma
tu lizania się po fiutach, płytka jest siarczysta, agresywna, bezwzględna i
demoniczna, przepełniona złem, okultyzmem i mroczną, duszną, piekielną
atmosferą. Taki Black Metal to ja zawsze i wszędzie. Nie ma co dłużej
niepotrzebnie pierdolić w bambus, każdy, kto kocha skandynawski, Czarci Metal osadzony
głęboko w latach 90-tych powinien czym prędzej zaopatrzyć się w to wznowienie,
gdyż to bardzo dobry materiał, a ponadto wszyscy, którzy przegapili to
wydawnictwo w 2012 roku, mają teraz drugą szansę, aby nadrobić zaległości i w
pełni cieszyć się tą klasyczną na wskroś, kultywującą najlepsze tradycje
gatunku pozycją.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz