czwartek, 1 października 2020

Recenzja Throneum "Death Organic Temple MMXVI"

 

Throneum

"Death Organic Temple MMXVI"

Old Temple 2020

Throneum. To jedno słowo w zasadzie wystarczyłoby za całą recenzję. Nie wiem bowiem jakim trzeba być ignorantem by nie znać nazwy i muzyki tego jakże zasłużonego dla polskiego deathmetalowego podziemia zespołu. Zespołu, który od zarania w dupie miał wszelkie trendy i zawsze kroczył własnymi ścieżkami, kreując z czasem własny, niepowtarzalny styl. "Death Organic Temple MMXVI" to ósmy album w ich dorobku, który ukazał się kilka lat temu pod banderą Deathgasm Records i szybko stał się małym rarytasem z powodu niskiej jego dostępności na rynku krajowym. Nie smućcie się jednak ludzie małej wiary. Oto bowiem Old Temple wypuszcza europejską wersję tego materiału na złotym SiDi. Nie wiem, czy faktycznie trzeba opisywać muzyczną zawartość tego krążka, ale jako iż liczę Eryka od ilości znaków, to słuchajcie co wam powiem. Materiał ten zarejestrowany został pierwotnie solo przez Wielkiego Egzekutora, z użyciem automatu perkusyjnego, i wydany na kasecie via Rawblackult Productions. Jakiś rok później żywe bębny dograł Diabolizer, całość została zremasterowana i voila – ot i cała historyja. Natomiast siedem zawartych na tym albumie utworów to typowy surowy i nieco chaotyczny death metal, do jakiego zespół zdążył wszystkich przyzwyczaić. Throneum potrafi nieźle dowalić tu do pieca na pełnej szybkości oraz pogruchotać kości wolniejszymi, nieco popierdolonymi fragmentami. Tradycyjnie sporo w tych kompozycjach zmian i różnorodności, aczkolwiek wszystko utrzymane jest w jakże typowym klimacie death metalu, z lekka okraszonym thrashowym sznytem (patrz choćby "IV"), gdzie "Death" nie jest jedynie wyświechtanym sloganem czy hasłem reklamowym dla plastikowych produkcji. Tu faktycznie czuć Kostuchę czającą się za plecami, która nawet niespecjalnie się czai, tylko zachodzi nas zdecydowanym krokiem. Bardzo organiczne brzmienie było chyba z kolei inspiracją dla tytułu płyty, bo te czterdzieści dwie minuty to faktycznie cuchnąca zgnilizną świątynia śmierci. O jedynym w swoim rodzaju wokalu wspominać też raczej nie trzeba. O jego wyjątkowości niech świadczy fakt, że nikt po dziś dzień nie potrafi go podrobić. I tyle, kurwa. Znam ten album na pamięć ale z ogromną przyjemnością odsłuchałem go ponownie pisząc te słowa. Dla mnie kult jak skurwysyn.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz