poniedziałek, 12 października 2020

Recenzja SOLIPSISM „Trhliny v (Ne)Skutočnosti”

 

SOLIPSISM

Trhliny v (Ne)Skutočnosti” (Ep)

Sun & Moon Records 2020

Gdy zarzuciłem pierwszy, oficjalny materiał słowackiego Solipsism przywitało mnie klimatyczne, miękkie, akustyczne plumkanie wiosła i w zasadzie już po tym wstępie zacząłem mocno obawiać się, że będzie to rzadkie i raczej płytkie granie… i niestety miałem rację. Co prawda ten cienki, mdławy wstęp przeradza się po chwili w surowe, epickie momentami, Black Metalowe dźwięki, jednak one także nie robią na mnie najmniejszego choćby wrażenia. Poszczególne składowe nie są może najgorsze, sekcja jest dosyć solidna, surowe riffy zawierają spore ilości melodii, wokalista rzetelnie drze paszczę, a odrobina parapetu, dziwnych szeptów i instrumentalnych miniatur tworzy jakiś tam, rozmarzony, mulisty klimat. Jeżeli jednak złożymy to wszystko do kupy i spróbujemy skonsumować jako całość, to okaże się, że strasznie topornie to idzie, a my męczymy się z materiałem, którego czas ledwo przekracza 26 minut. Nie ma w tym ognia, mocy, ani charakteru, wszystko brzmi płasko, jakoś tak bezpłciowo i bezjajecznie. Nie wiem już, czy winę za taki stan rzeczy ponosi brzmienie, czy boleśnie przeciętne kompozycje. Pewnie po trochu jedno i drugie, ale chuj z tym, nie będę się nad tym zastanawiał. W notce promocyjnej z wytwórni wyczytałem, że Solipsism to ukryta broń słowackiego, Black Metalowego undergroundu. Jeżeli to nie żart, to niech się ta tajna broń schowa ponownie bardzo głęboko, gdyż jej niszcząca siła jest praktycznie żadna, a przy tym grupa ta wystawia raczej słabe świadectwo dla tamtejszej, podziemnej sceny czarciego grania. Dobra nie będę się już pastwił nad tą cieniutką jak dupa węża produkcją. Ja nie znajduję tu nic godnego uwagi. Przesłuchałem, zrecenzowałem, wyjebałem.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz